Co prawda, jest to słabsza część, niż “Casino Royale”, ale tak i tak bardzo mi się podobało ;).
Film miał swoje plusy i minusy.
Pierwszą rzeczą, która bardzo mnie zraziła, jest początek. Wyznaję zasadę, że “Miarą bondowskości filmu, jest jego czołówka i piosenka do niej pasująca”. Piosenkę już słyszałem wcześniej, więc wiedziałem że jest denna. Ale tliła się we mnie iskierka nadziei, że będzie idealnie wpasowana w czołówkę. Drugi zawód. Czołówka zrobiona na “odwal się”. Idzie sobie James ze swoim pistoletem przez pustynię i idzie, idzie idzie...
Ale co do filmu.
Początek z wielką pompą. Bardzo dobrze nakręcona scena pościgu. Ukochany Aston pruje przez Włochy, uciekając przed oprychami [cholera rozmarzyłem sie...]. Wielu ludziom podczas tych scen udzielały się emocje. Dalsza część filmu wywoływała mieszane uczucia.
Co mi się podobało?
Przede wszystkim sam Bond. Widać, że po śmierci Vesper coś się w nim zmieniło. Przybrał maskę na twarz, stał się nieczułym draniem, maszyną do zabijania. Nie dbał o to kogo zabija, ważne, że zabijał. Co prawda agent 007 – terminator, może niektórych razić, ale na pewno nie mnie ;). Wielki plus dla Daniela Craiga.
Druga rzecz – Olga Kurylenko jako Camille. Nie mam dobrego argumentu dlaczego. Po prostu miło się ją oglądało w tej roli.
Co na minus?
Przerost formy nad treścią. Reżyser postawił na akcję, zamiast na fabułę. Cały film, to jeden wielki pościg, z małymi przerywnikami. Lecz za krótkimi.
Co jeszcze mogę powiedzieć o filmie?
Widać, że Forster miał wizję na film. Dobrze, że ją wykorzystał. Jedną rzecz, będę pamiętać zawsze – sceny gdzie James w operze ucieka przed ludźmi Greene'a, z podkładem z opery. Zapachniało mi to troszkę kinem Johna Woo...
Ocena?
Mimo wszystko dam 10
Za dobry powrót Bonda.
Jamesa Bonda
Ta scena o której wspominasz na końcu była świetna - właśnie dlatego, że była taka inna, żadnego głośnego łubudu i dramatycznej ścieżki dźwiękowej, tylko nastrojowa muzyka operowa :) Fajne to, podobało mi się.
Nie zgodzę się też w kwestii czołówki - w bondowskich czołówkach z reguły nic się nie dzieje. Więc nie wiem czemu fakt, że James idzie i nic, cię tak razi. Zresztą, gwoli ścisłości, nie ma tam tylko idącego Jamesa, ale jest kilka innych elementów, m.in. jak zwykle roznegliżowane laski (a raczej ich kontury), więc rzekłbym, że całkiem nieźle wpisuje się w ona tradycję bondowskich otwieraczy ;)
No i nie uważam też, że piosenka jest denna, ale na to argumentów nie mam - to po prostu moje zdanie.
Nie żebym się czepiał, ale dziwi mnie tylko, że skoro znalazłeś trochę tych minusów i piszesz, że był słabszy od "CR" i wywoływał mieszane uczucia, to skąd maksymalna ocena? Nie należysz chyba do tych ludzi, którzy mają problem z wyważaniem swoich ocen i dostrzegają tylko dwie skrajne, a całego środka skali z zasady nie używają?
Czołówka jest całkiem niezła mimo bardzo słabej piosenki. Wreszcie wracają kobiety, a nie tylko jakieś beznadziejne karty jak w Casino Royale! :D Może twórcy jednak jeszcze nie zapomnieli, że to James Bond. Ale czołówką idealną i tak dla mnie pozostaje ta z GoldenEye. Po prostu perfekcja. I do tego jeszcze ten wokal Tiny Turner. ;D