Nie powiem, że film mnie rozczarował, bo tego słowa używam w ostateczności. Film pozostawia niedosyt.
Po pierwsze, nie ma wyraźnej fabuły, wszystko jest pocięte, posklejane, czasem trudno się połapać o co chodzi. Dużą rolę odgrywają tu bardzo przeszkadzające w oglądaniu ujęcia - krótkie, szarpane, "wytrzęsione".
Również scenariusz leży, bo dialogi są dość naiwne np: "Bond, jak oni mogą mieć ludzi wszędzie a my nic o nich nie wiemy?". Dużo niedomówień, a scena na balkonie u Mathiasa (mówię o jego kochance/żonie) to już totalna porażka.
Efekty specjalne. Cóż, wielu chwaliło za ten element i faktycznie akcji jest bardzo dużo, tylko, że jak dla mnie stanowczo zbyt dużo komputerowych scen CGI. Może to by aż tak nie przeszkadzało tak bardzo, jak ujęcia kamery bo przez machanie nią, i krótkie ujęcia, czasem trudno się połapać "jak to leci". Nie wiemy z jakiej paki coś raptem wybucha czy przewraca się. Jednym słowem - szarpanie.
Gra aktorska. Dzisiaj doceniłem Evę Green, bo jej gra w Casino Royale była świetna, potrafiła oddać ducha postaci, jej emocje itp. Natomiast Olga Kurylenko - mimo, że ładna - zagrała kiepsko. Cały czas jedna mina, żadnych emocji, zagrała niejako w jednej płaszczyźnie. Lepiej - mimo, że przez zaledwie kilka minut - zagrała Gemma Aerton. Daniel Craig - cóż, dość dobrze, ale nieco gorzej niż w Casino Royale. Widać, że tamta rola była niejako napisana pod niego, lepiej się w niej czuł. W tym filmie lepiej widziałbym Brosnana, bo i film taki Brosnanowski... dużo CGI i nierealistycznych scen (samolot i skok). Jednak co do gry nie można Craigowi dużo zarzucić, dobrze się wywiązał z roli. Mathieu Amalric - z jednej strony dobra gra jego jako aktora, ale - chyba ze względu na scenariusz - słabo jak na przeciwnika Bonda. Ginie na tle Le Chiffre'a z Casino Royale choć nie jest to w żadnym wypadku wina aktora.
Wg mnie film jest ogólnie dość dobry tylko, że dużo dobrch scen zostało zepsutych np. początkowy pościg, coć fajny i efektowny, to nie można się połapać jak to leci i jest taki szarpany, szybkie ruchy kamerą.
Trochę ten film możnaby opatrzyć hasłem: Przerost formy, nad treścią.
Nie skupiono się na ciekawej fabule, zarysowaniu postaci (o właśnie, wpadłem na to czego mi brakowało - ZARYSOWANIA POSTACI). Władowano mnóstwo akcji sklejonej z kilkuset ujęć nie myśląc tak naprawdę o fabule.
Nie chcę tylu komputerowych scen, ale jakąś ciekawą fabułę, żeby był to film szpiegowski. A co do Craiga - do tych co go chwalili za to, że jest bardziej realny - był, ale dlatego, że taki był Casino Royale. Teraz jest chyba jeszcze bardziej nierealny niż filmy z Brosnanem, ale nie on, a film.
Casino Royale - 9/10,
Quantum of Solace - 7/10
Myślę, że duży udział w tym, że Casiono Royale było takie dobre miał Martin Campbell bo już nakręcił jeden przełomowy film serii - GoldenEye
Pozdrawiam