Nie przesadzajmy, nie tragizujmy... ten Bond nie jest wcale taki najgorszy. Podejrzewam, że gdyby nie postrzegać go jako kontynuację "Casino Royale" i nie porównywać z nim, a spojrzeć jako na odrębne dzieło, to calkiem inne opinie by były na jego temat. Po prostu David Craig tak wszystkich zaskoczył w "Casino..." swoją innością od pozostałych Bondów, że wszyscy spodziewali się Bóg wie czego.
Fakt ten Bond jakiś taki bardziej uczuciowy i wrażliwy, ale przecież Agent Jej Królewskiej Mości może się zakochać, a w "Casino..." jakoś nikomu to nie przeszkadzało. :D