Bond ma swoich fanów, którzy pójdą na film choćby nie wiem co. Oglądają go też inni... bo to Bond,więc gwarnacja kina z akcją, humorem, swoistym stylem.
Casino Royal sprawiło, że mimo obaw w histori filmów o 007 powiało czymś nowym. Agent MI6 okazał się twardy, ale i czuły, męski, acz ludzki. Mogło sie podobać...
Kontynuacja jednak nie sprostała wysoko powieszonej poprzece. Zarzuty można długo wymieniać... Po pierwsze hstortyjka z boliwiską pustynią pełną ukrytej wody zupełnie nie przekonuje. Zniewieściały antybohater nie wydaje się niebezpiecznym i godnym przeciwnikiem. Kobiety Bonda jakby na siłę wciśnięte do filmu, zupełnie nic nie iskrzy...
Sekwencje akcji za szybkie, brak przekonującej i wciągającej intrygi.
Gra wywiadów infantylna i naciągana...
No i sam James... co raz mniej w nim Bonad, a co raz więcej osiłka, który wali pięściami i zabija bez ładu i składu i bez sensu...
Reasumując wielkie rozczarowanie. Film zrobiony na siłę, a szkoda bo seria z Craigiem zapowiadała się całkiem nieźle.
Nie warto iść do kina. Średniak klasy B z senasyjnej półki.