Chociaż przy ostatniej scenie w kompleksie "wybuchł pożar" i w filmie wyłączyli dźwięk, co troszkę popsuło całą przyjemność oglądania, nie zawiodłem się. Z jednej strony prawdą jest to, że można by film nazwać jak to się komu podoba i zmienić nazwisko głównego bohatera na jakiekolwiek inne, z drugiej jednak wciąż czuć że to jednak jest Bond. Może i bez gadżetów i kilku markowych zagrań, ale wciąż. Sceny akcji robią wrażenie, chociaż wolałbym troszkę dłuższe ujęcia- "teledyskowość" dodaje dynamiki, jednak czasem aż za bardzo ; ) Co nie zmienia faktu że wygląda to widowiskowo. Są i świetne samochody i ładna (IMO) dziewczyna Jamesa. Ogólna koncepcja filmu ("Bond is running wild") w gruncie rzeczy mi się spodobała- zaślepiony zemstą James wydaje się bardziej "ludzki" (czy jednak tego chcą teraz widzowie?). Czy nowy Bond jest gorszy czy też lepszy od "Casino Royale" ciężko mi powiedzieć. Na dzień dzisiejszy oba filmy stawiam na równi sobie. Tak troszkę obok filmu- na początku strasznie się zdziwiłem że nie było ujęcia "z lufy", jednak koniec filmu wszystko uratował ;) Jeśli chodzi zaś o piosenkę- nie przepadam zbytnio za żadnym z artystów którzy ją wykonują, muszę jednak przyznać że odwalili kawał świetnej roboty- mi utwór jak najbardziej się podoba. Podsumowująć, w mojej opinii film warto zobaczyć, tym bardziej w kinie.