Dużo tu osób marudzi, że Bond już nie ten, brak stylu, elegancji, humoru, itp. Bond ewoluuje i tyle! Za kadencji Brosnana, Bond po raz pierwszy zastrzelił kobietę, siedział w więzieniu, już od pewnego czasu twórcy serii chcą uczłowieczyć Bonda, dać mu trochę codzienności, od pełnej fantastyki są Star Treki, Supermany i inne. A Casino Royale jest pierwszym chronologicznie Bondem, gdzie bohater dopiero się kształtuje, zyskuje motywacje do działań, a nie robi wszystkiego tylko dla Królowej i Ojczyzny. Do tej pory Bond był tylko na zewnątrz: garnitur, Walter, martini, ironia, to fajne marki tej postaci, ale ten model się już wypalił. Dziś ludzie (w tym i ja) pragną trochę pełniejszej wizji tej postaci, mniej przewidywalnej, bardziej szorstkiej, a po staremu twardej i zwycięskiej. Nawet jak Bond cierpi ma być jak w piosence Status Quo : Stand up and fight!
Trudno się dziwić, że (nagła) próba zmiany wizerunku bohatera, który w umyśle odbiorcy ukształtowało 20 wcześniejszych filmów, spotyka się z oporem. Ja również zaliczam się do osób, którym ta zmiana po prostu nie odpowiada.