Bond, Jeams Błąd
Za czasów gdy w ZSRR panował niemiłościwy pan Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili (znany również jako Józef Stalin) krążył taki żart: wychodzę na ulicę na plakatach Józef Stalin, otwieram gazetę Józef Stalin, otwieram radio Józef Stalin, aż strach otworzyć puszkę... Myślałem - te czasy już minęły. Jeśli ktoś miesiąc temu czytał gazety, wychodził na ulicę, oglądał tv, przepatrywał internet, słuchał radia ten wie, że nie minęły. Głupi jestem, wiadomo. W moim wieku, powinno się wiedzieć, że natura nie lubi pustki a już natura człowieka na pewno. Przytaczanie powyższego żartu z postacią Jeamesa Bonda byłoby banalne.
Jestem z pokolenia, którego fascynacja Bondem przebiegała następująco: na pierwszy ogień szły gadżety, następnie waleczność, osobowość i oczywiście kobiety.
Znajoma w opisie na gg miała taki tekst „być jak Jeams Bond” pomyślałem, musi być dobry, skoro cała „przyroda” ożywiona i nie napomyka o nim. I w swojej próżności uległem pokusie. Wróć. Ulegliśmy z narzeczoną pokusie zobaczenia Quantum Of Solace.
Niedziela, leniwe popołudnie, tuż po kościele, pogoda iście jesienna więc wymarzona aby zobaczyć "nowego Bonda". I co? I nic – niestety. Niepowodzenie.
Rozprawmy się z Bondem wedle fascynacji. Gadżety – oprócz reklamy telefonu nie zapamiętałem niczego osobliwego. Waleczność – tak, tu się zgadzam, bicia było sporo, jednak Bond to chyba coś więcej. Jak chce zobczyć walkę to wypożyczam "Comando" z Arnoldem. Osobowość – ktoś skomentował, że Bond jest smutny. Tak, jest smutny, ale jakbym przeczytał scenariusz też byłbym smutny. "Dialogi niedobre... Bardzo niedobre dialogi są". Kobiety, o gustach jak wiadomo nie prowadzi się dyskusji, dla mnie "mało krwiste".
Nie chce być złośliwy ale film dobiły takie rzeczy jak "nowy" ford Ka. Piszę "nowy" w cudzy słowie bo po mojej okolicy jeżdżą już dobre kilka misięcy. Jak pech to pech. Scena samolotowa – żenua. Resztę supostoszenia dokonuje publiczna tv, która przy kolejnej wersji Bonda emituje poprzednie. Wbijając gwoździe do przysłowiowej trumny Quantum Of Solace. Mnie samego ucieszyła ta praktyka, bo byłem bliski pomyśleć: starzeje się człowiek i bawi go co innego. Jednak, nie tak. Stare Bondy mają wszystko co zaspokaja męskie próżności. "Zabawki", że wspomnę tylko niewidocznego Astona, dowcipność, autoironia, humor, siła, spryt, inteligencja, czar, urok i piękne kobiety. Oglądając te filmy czowiek dobrze się bawi a oglądając Quantum Of Solace człowiek myśli - o co chodzi? Fabuła - przypomina się kolejny stary żart, jak to przychodzi własciciel na budowe a tam robotnicy biegają z pustymi taczkami góra dół. No i pada pytanie, co tu się dzieje. Szefie, taki zapierdo..., że nie ma czasu taczek załadować. Od cały Bond.
Jeszcze jedna rzecz nurtuje mnie i rodzi pytania. Mianowicie - cały przytłaczający szum medialny wokoło tego filmu a szczegółowiej jedno pytanie: "Kto za to płaci? Pani płaci, Pan płaci... Społeczeństwo.”???