Po "Casino Royale" spodziewałem się czegoś lepszego. Jedni film chwalą inni zrównują go z ziemią, dla mnie to po prostu kolejny bond, nieodstający od wielu nijakich produkcji z tego cyklu. Może jest i surowy, poważny, wiarygodniejszy psychologicznie, ale te cechy to nie zawsze zaleta. Przypomnijmy że przecież wiele klasycznych i co najważniejsze znakomitych odcinków tej serii były z lekka kiczowate i autoparodystyczne (np. filmy z Moorem) Bond Craiga jest nawet całkiem do rzeczy, najbardziej przypomina mi Timothy Daltona, który też przecież uczynił z Bonda człowieka z krwi i kości. Jednak Craig, i nieźle skręcone sceny akcji (zwłaszcza początkowy pościg samochodowy), nie wystarczą żeby postawić ten film w równym rzędzie z "Casino Royale", produkcjami z Daltonem czy nawet z "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości". Zabrakło napięcia, prawdziwych emocji, czy choćby solidnego scenariusza. Kuleje również obsada. Dominic Greene nie budzi choćby kwantu przerażenia, a Olga Kurylenko nie ma szans w zestawieniu z rewelacyjną Evą Green z poprzedniej części.