Poprawcie mnie, jeśli mówię coś nie tak... Ale zastanawiam się, czemu do reżyserowania kolejnych Bondów MGM wybiera reżyserów o niewielkim dorobku? I często wcale nie sa Oni "specami" od gatunku sensacja-przygodówka.
Jak udaje się im utrzyma w kolejnych filmach ten sam klimat i charakter postaci?
Może poto by zaoszczędzić kosztów lub by ich wznieść na wysokie tereny tak jak było z Gore Verbinskim ,który był nie nzany jak nakręcił piratów z karaibów szystko się zmieniło
Ja po przemysleniach doszedłem do wniosku, że młody nieznany reżyser... bedzie grzecznie słuchał producentów z MGM... z wdzięczności, za szanse nakręcenia takiego hiciora.
Bo tak naprawdę, to producenci z MGM i UA mają (i ze zrozumiałych względó chcą miec) największy wpływ na Bondy...
Zwróciłbym uwagę, że akurat to nie MGM (a juz na pewno nie UA, które obecnie z Bondem nie ma nic wspólnego, bo to teraz zabawka Cruise'a) rządzi przy produkcji, tylko Barbara Broccoli i Michael G. Wilson - ona przejęła schedę po ojcu, on z serią związany też od paru części.
MGM (i Columbia - obie są własnością Sony) wykłada kasę, więc w krytycznej sytuacji pewnie rościłoby sobie prawa do wpływania na decyzję, sądzę jednak, że dopóki ta dwójka producentów nie wymyśli czegoś kompletnie od rzeczy, to studio się nie wtrąca.
Reżyserami Bondów nigdy nie były największe sławy tej branży. Zresztą zgadzam się, że nie mogą wybraż reżysera zbyt niezależnego, albo, "nie daj Boże", ze swoją wizją.
Często jest tak, że jeżeli dany reżyser nie miał wcześniej nic wspólnego z danym gatunkiem (tutaj akcji), to kręci właśnie dobre kino. Tak jest z Marciem Fosterem, który z pewnością zrobi z tego Bonda kino na najwyższym poziomie, pewnie nawet lepsze niż "Casino Royale". Podobnie jest z reżyserem McG, który prawdopodobnie zrealizuje świetnego Terminatora, a wcześniej sci-fi nie robił.