Co do muzyki, to opening jest taki na 3+/5.
W filmie jako tako sobie radzi, no powiedzmy 7,5/10.
Co do konkretów, to w sumie głównym minusem była za szyba akcja.
Tak, wiem, ja lubię jak w filmie nie ma przestojów, a od CR ich nie ma. I to duży plus. Ale bez przesady, scena na rusztowaniach jest mało czytelna (choć koniec wiadomy). Poza tym nawiązanie do Goldfingera...nuda.
No i motyw zemsty trącił myszką, zresztą jako tako żadnej zemsty nie było.
A tak poza tym, to złemu brak finezji.
Taki jakiś nijaki. Dupek i tyle.
I dodam, że opowieść dziewczyny - Camilli - oklepana na 102!
Nic ciekawego.
No i dobra, to podsumuję to tak:
rzeczywiście kino akcji ostatnimi czasy jest takie jakieś nijakie. Bond ma być Bondem, a nie robi się z niego superbohatera, za którym wysyła się pościg. I go się jeszcze nie łapie...
Śmiech na sali.
Anty-bohater...niech wymyślą coś bardziej finezyjnego, coś co mnie zaskoczy. Woda, ropa, energia, jakieś przewroty w Nanibii, czy też inne pierdoły proszę wyrzucić do kosza.
Muszę jednak pochwalić - M!!!
Od czasu pani Dench jest to dla mnie postać wręcz kultowa.
Trudno będzie ją zastąpić.
Bond mi się podobał, ale słabszy niż CR.
Ocena ogólna: 6,5/10.
Filmów sensacyjnych sporo, pomysły z czasem będą się powielać. Mi się tam podobał Bond, tylko że czasem za bardzo zamulali, zwłaszcza gdzieś w 3/4 filmu gdzie z niecierpliwością czekałem na jakąkolwiek akcję w stylu tych z początku filmu.