Spodziewałem się gorszego filmu. Najpierw niepokojące deklaracje o usunięciu wielu klasycznych składników serii, a potem ujawnienie czasu trwania filmu nie napawały optymizmem. Ale tu właśnie wykazał się Forster. Sprawił że brak Martini czy słynnego przedstawienia się Bonda aż tak nie raziło nawet mnie, dość mocno konserwatywnego fana. Zważywszy na to że kino się zmienia, Bonda także ewoluuje, zapewniając sobie dłuższą żywotność na ekranie. Poszukiwanie nowej formuły wychodzi twórcom Bonda. Oczywiście jest tu inne zagrożenie, bo seria zaczyna szukać dla siebie nowych rozwiązań kosztem innych filmów akcji (Ultimatum Bourne'a). Czy słusznie? Czas osądzi. Inny jest też już Bond. Jeszcze bardziej zabójczy, szalony i nieobliczalny. Craig idealnie na takiego Bonda pasuje. Sądzę że tym filmem zamknie na dobre usta swoim krytykom.
fabuła oryginalna nie jest. Mały problem w tym że nieco pretekstowa. Nie oszukujmy się przecież że twórcom zależało głównie na sekwencjach akcji. A te są znakomite. Pościg łodzi motorowych czy samolotów (jakoś bardzo mi się przypominało "Zyje się tylko dwa razy) są typowo bondowskie i w połączeniu ze znakomitą sceną Tosci, gunbarrelem i śmiercią Fields (Goldfinger) sprawiają że czujemy że jeszcze oglądamy Bonda. Trochę innego, ale nie gorszego.
Dziewczyny Bonda? Są, ale zdecydowanie odbiegają od starszych schematów. Sczególnie jedna. Camille. Między nią a Bondem nie ma chemii,wzajemnego zainteresowania czy pociągu. Sa partnerami, których połaczył wspólny cel oparty na wcześniejszych przeżyciach. To sprawia paradoksalnie że Bond i Camille to jedna z bardziej dobranych par w tej serii.
Niestety, ale to częsty przypadek w serii po 89 roku, że czarne charaktery znów są nijakie. Greene nie wnosi nic, podobnie jak Medrano do cyklu. A szkoda? Bo takich aktorów można lepiej wykorzystać.
Kończąc polecam nowego Bonda. Tym którym podobało się "Casino Royale", ale i tym, którzy fanami serii są od lat. Bond nie umiera nigdy!