A myślałam, że takie beznadziejne sensacje to tylko w Ameryce.
Pełna napięcia scena, kiedy Lola rzuca jedną z ostatnich zapałek do rozlewającej się benzyny. Próbowała tyle razy zapalić tę nieszczęsną zapałkę i jej się nie udało, a teraz... Wreszcie... Ale nie - nagle pojawia się wybawca, chwyta zapałkę w locie, zabiera Lolę, rozcina pęta - cóż za refleks, co za oddanie, miłość widoczna w każdym jego geście! Scena tak przewidywalna że aż boli.
A czego napraweno nie można było przewidzieć to ostatnia scena z pocałunkiem Loly i tego policjanta, a szkoda, wyłączyłabym. Wprost żenujące.
Po prostu jeden wielki kicz i idiotyzm.