z ocena tego filmu. Przede wszystkim dlatego, że został okrzyknięty filmem klasycznym i kultowym. Cóż z tego, jeśli historia jest nudna, wlecze się ciągnie, oryginalnością nie powala? Film jak dla mnie jest w dużym stopniu przegadany (i owszem, zdaję sobie sprawę, że być może mają one dość duże znaczenie), dialogi są urozmaicane od czasu do czasu strzelaninką.
W tej chwili jestem w stanie dać mu co najwyżej 6/10, jak na razie jednak się z tym wstrzymam.
Mam podobne zdanie. Nie wiem czy to efekt, że oglądałem wersję czarno białą ale w połowie filmu zacząłem rozwiązywać krzyżówkę ;) Gdyby nie dobre obsada i gra aktorska chyba skierowałbym kursor ku ocenie 2/10, na razie jednak 4/10.
Nie ogarniam - piszesz, że "nuda jak chuj" ;) a wystawiasz 5/10, co oznacza, że film jest jak najbardziej do obejrzenia, tylko człowiek niekoniecznie musi później do niego wracać. Ot, takie zwyczajne filmidło, jedno z setek jakie w życiu się obejrzało, ale ani spustu przy tym nie było, ani nawet wzwodu. Poprawne, nic więcej. Wg mnie Yuma całkiem nieźle pasuje do tego opisu, choć dałbym punkt wyżej... i tylko punkt. Niestety, ale nawet jak na klasyczny western jest zbyt naiwna, stąd 6/10 to maks na co zasługuje. Oczekiwania były znacznie wyższe.
Mi się podobał nie mniej niż remake, a nawet i bardziej, bo nie był na siłę udramatyzowany. Mniej strzelanin, ale to dobrze, bo w westernach nie muszą strzelać do siebie przez 1,5h. Napięcie było budowane przez cały film, dlatego w ogóle się nie nudziłem. Był ten klimat Dzikiego Zachodu, którego potrzebuje dobry western (a ten jest po prostu rewelacyjny). No i świetna piosenka.
Masz rację NickError. Western to nie tylko strzelanie. To coś więcej, to napięcie budowane przez cały film i zmierzające do końcowej sceny, w której zgromadzony ładunek emocjonalny wybucha. Albo my, albo oni. Ten film był naszpikowany emocjami do granic, a upływający czas i odliczanie minut do przyjazdu pociągu potęgowały strach. Może ubarwiam nieco, ale jest to bez wątpienia klasyk wyznaczający elementy gatunku. Lektura obowiązkowa.
Tylko w dzisiejszych czasach, mało kto zrozumie takie filmy - w którym akcja nie goni akcji, a efektów specjalnych ze świecą szukać. Jeszcze do tego czarno-biały? Nieee, to się nie godzi!
Poza fajnie budowanym napięciem, ciekawe też były rozmowy Wane'a i Dana w pokoju hotelowym. Każdy z nich miał to, czego ten drugi nie miał i cicho drugiemu zazdrościł (Wane pieniądze, przede wszystkim pieniądze, Dan żonę, rodzinę, poukładane życie), co było kilkakrotnie pokazane. Wane umiał to wykorzystywać, żeby wyprowadzić Dana z równowagi, niemniej sam tego mu po cichu zazdrościł, może stąd jego końcowa decyzja? Tak czy siak dość proste, ale jednak, motywy psychologiczne w tym filmie się pojawiły i były przemycone sprawnie, bez nadęcia, co trochę raziło w High Noon, który, właśnie dlatego - choć lepszy technicznie - mniej podobał mi się od Yumy.