Ogólnie cały film jest kiepski, ale wątek z oficerem szantażystą jest kompletnie bez sensu. Szantażował przyjaciółkę Wieniawy Długoszowskiego, że niby potrzebuje poparcia kogoś zaufanego, żeby uniknąć kłopotów. I jeszcze wymyślają jakąś intrygę, żeby się go pozbyć. Po pierwsze, Wieniawa mógł za nią poręczyć. Chyba tylko słowo Piłsudskiego było więcej warte. Po drugie, wystarczyłoby, żeby mu o wszystkim powiedziała i ten śmieć bałby się do niej zbliżyć. Być może też zaliczyłby wczasy rekreacyjne w Berezie Kartuskiej.
Poza tym wątpię, żeby jakiś oficer był na tyle głupi, żeby szantażować przyjaciółkę adiutanta Piłsudskiego. Chyba że o tej przyjaźni nie wiedział, ale o życiu towarzyskim Wieniawy mówiło się dużo, więc bardzo w to wątpię. Być może nawet w filmie widział ich razem. Nie pamiętam, bo oglądałem dawno temu i z oczywistych względów tylko raz.
Taka moja dygresja na temat wątku pobocznego. A co do całego filmu, to trudno uwierzyć, że zrobił go reżyser "Potopu" i "Pana Wołodyjowskiego".