... tylko po co. 
Nowy film Hoffmana nie jest może aż taką kichą, jak wielu uważa, ale widać, że był tworzony ewidentnie pod szkoły. Scenariusz nie porywa, jest szarpany na prawo i lewo, w pewnym momencie zupełnie przestałem dbać o losy bohaterów którzy niby są, ale z drugiej strony ich nie ma. Przykład? Postać grana przez Szyca, której jest pełno w pierwszej połowie filmu, po to, żeby zniknąć gdzieś w połowie i pojawić się pod koniec, tylko po to, żeby dostać bagnetem, panna Urbańska nagrała się chyba za wszystkiego czasy, jednak czas jej występowania nie szedł w parze z umiejętnościami aktorskimi. Bohaterem głównym jest wojna, która została przedstawiona (moim zdaniem) po macoszemu. Z jednej strony w filmie pokazano znaczące wydarzenia czy bitwy (np. wyprawa kijowska), ale z drugiej żadnej jakoś mocniej nie zarysowano, typowy 'szkolny' szaraczek w ogóle nie połapię się w kołowrotku nazw miejscowości, gdzie walczono, czy nazwisk dowódców. 
Irytowała mnie trochę muzyka, która nie była za szczęśliwie dopasowana do większości scen (trochę na zasadzie: mamy muzykę, wklejmy do filmu i zobaczmy co z tego wyjdzie). 
"Bitwę Warszawską" ratują całkiem niezłe zdjęcia (doskonała robota Sławomira Idziaka), jednak tutaj też pojawia się mały zgrzyt, bo było parę scen, które aż prosiły się o lepsze nakręcenie (chociażby scena szarży kawaleryjskiej z końcówki, która nie budziła emocji). 
Podsumowując, trochę szkoda mi niewykorzystanego potencjału jaki drzemał w tym filmie, jak i w temacie. Nie jest tragicznie, ale na porządny film o wojnie z 1920 nadal trzeba będzie poczekać.