Rozumiem, ze dla niektórych wstyd z powodu swojego pochodzenia i narodowości jest częścią
kultury, tak jak słuchanie audycji Żakowskiego i czytanie Gazety Wyborczej, ale mimo kiepskiej,
przyznaje, fabuły i przesadnie krwawych scen walki, to filmowi należy się wielki plus za patetyczny
nastrój (scena ze śmiercią Skorupki) i przede wszystkim za efekty specjalne, które są wręcz
bombowe jak na polskie warunki. Ja temu filmowi daje 6, bo zasłużył. Nie ocenia się tylko fabuły czy
scenariusza samego w sobie. Poza tym innym filmem jest np. Symetria, innym Dzień Świra, a
innym ten. Do każdego należy podchodzić zgodnie z kategorią i sposobem przedstawienia. Ten
miał być właśnie przesadnie patetyczny. Ten sam gatunek, film "Patriota" Mela Gibsona otrzymał
znacznie wyższą ocenę, mimo że fabuła i sceny krwawe podobne.
Wiesz co mnie najbardziej uderzyło w filmie? Przede wszystkim historyczne nieścisłości i przedstawienie Piłsudskiego jako wielkiego stratega, który swa mądrością i doświadczeniem sam wszystko opracował i dowodził. Powszechnie wiadomo że Piłsudski podał się do dymisji, a i są wątpliwości co do jego dowodzenia.
Kolejną rzeczą jest wątek miłosny. Zastanawia mnie dlaczego w każdym polskim filmie historycznym musi być wątek miłosny. A już sceny kiedy Urbańska sama z ckmu ciśnie to już żenada kompletna. Amerykanie jakoś potrafią takie filmy robić bez takich scen i wątków miłosnych.
Za to sceny walki, pomijając pewne nieścisłości wyglądają według mnie w miarę dobrze.
Byłem na tym w kinie i trochę żałuję wydanych pieniędzy.
Ocena nie ma nic wspólnego z jakimś wstydem, nie dorabiaj do tego jakiegoś drugiego dna. Film jest po prostu bardzo zły, jest sztuczny, scenariusz napisany chyba na kolanie, a główny wątek (bitwa nie jest tutaj głównym wątkiem tylko słodka para Jasiu i Olcia) to tragedia. Chemia między Szycem a Urbańską była słabsza niż między dwoma emerytami. Ona jest tragiczną aktorką, ładna buzia to nie wszystko. Strasznie żałuję, że wrzucili ten gówniany wątek, mogli poświęcić więcej czasu na dopracowanie scen batalistycznych, dać więcej czasu ekranowego Domogarowowi, Ferencemu. Efekty specjalnie wcale nie były dobre, mogłyby być dużo lepsze. Za gaże Szyca i Urbańskiej powinni dopracować techniczne szczegóły. Film nosi tytuł Bitwa Warszawska, a tutaj bitwy było tyle co nic - za to wątek "wielkiej miłości" był aż zanadto rozwinięty.
Oglądać przez 2 godziny rzeczywistą "bitwę" z taką ilością krwi, pourywanych kończyn, kurzu i rannych koni - to już chyba wolę włączenie romansowego wątku...
Film nie jest wolny od wad. To trzeba powiedzieć zupełnie otwarcie. Scenariusz - sztampowy do bólu, motyw rozłąki spowodowanej wojną - dosłownie stary jak świat. Wiele osób zwracał też uwagę na nieścisłości historyczne - ja się nie znam, więc tu się wypowiadał nie będę. No i Natasza, na której wszyscy chyba najbardziej psy wieszali. OK - to był zdecydowanie najsłabszy punkt tego filmu, bo świeżo ścięta kłoda chyba rozpłakałaby się na wizji naturalniej. Ale...
Mi film w ostatecznym rozrachunku się podobał (czekajcie, już zakładam kolczugę w obronie przed przeszywającymi mieczami waszego hejtu). Wątek romansowy był. Czy za zajmował za dużo miejsca w scenariuszu? Nie wydaje mi się. Czy mógłby być ciekawszy - z pewnością. Był po prostu do bólu przewidywalny. No ale na litość boską - film kinowy musi mieć fabułę! Czytałem, jak gdzieś ktoś pisał, że przeczytał wiele pamiętników żołnierzy tamtych czasów i każdy nadawałby się lepiej, by oprzeć na nim scenariusz, niż to. Być może. Nawet bardzo to prawdopodobne. Ale wydaje mi się, że twórcy celowo uczynili fabułę tak banalną. Dlaczego? Filmy historyczne, w dodatku takie kierowane do mas, są podwójnie trudne do zrealizowania. Dla osób nie obcujących na co dzień z historią, zapamiętywanie i kojarzenie odpowiednich postaci, generałów, pułkowników, premierów z odpowiednimi wydarzeniami, bitwami, zajęciami miast itd. oraz dodatkowo korelowanie ich z danym okresem w dziejach to już duże wyzwanie. Dołóżmy do tego skomplikowaną fabułę, meandry związane z relacjami łączącymi każdą z postaci z każdą inną i widz prędzej czy później, jak nic się pogubi. A tu - mamy podróżującego żołnierza Janka i artystkę estradową/sanitariuszkę/celowniczą Olę, którzy bardzo się kochają oraz kilkoro ich znajomych. I tyle. Moim zdaniem scenariusz miał być prosty. Gdyby nie miał być - z pewnością byłby inny. Oceny realizacji wątku związanego z postaciami historycznymi, skupionymi wokół Marszałka po jednej i Lenina po drugiej nie będę się podejmował - pozostawię to osobom, które orientują się w temacie. Ja tam nie zauważyłem nic rażącego, ale jak już wspominałem - na tym polu otwarcie przyznaję, że mogę nie mieć racji. Co do realizacji scen batalistycznych. Hmmm... Zarzucano im zbyteczną krwawość. Tutaj podobnie - jak było naprawdę nikt nie wie, a domyślać się mogą raczej tylko historycy i osoby bardziej obeznane w tematyce prowadzenia wojny na początku XX wieku. Bywały sceny mocne, to trzeba przyznać, ale któż wie, czy i takie nie miały miejsca? Same zdjęcia i montaż według mnie również zasługują na pochwałę. Ludzie dzielą się na tych, którzy tutaj widzą kolejną katastrofę i tych, którym te elementy akurat przypadły do gustu. Ja zaliczałbym się raczej do tych drugich. Już chociażby ze względu na organizację tylu zastępów kawalerii, zapewnienie im strojów z epoki i stosownego uzbrojenia, a później ogarnięcie tego wszystkiego na planie filmowym, według mnie zasługuje na pochwałę. W tym jak te sceny zostały sfilmowane i zmontowane nie dostrzegłem żadnych niedoróbek. Podobnie z muzyką Krzesimira Dębskiego - jedni widzieli w niej tylko zwyczajne buczenie, inni - piękne tło, zwłaszcza dla scen batalistycznych. Ja jakoś nie zwróciłem na nią specjalnej uwagi, a ponieważ ktoś kiedyś napisał, że dobra muzyka do filmu jest wtedy, gdy nie odwraca uwagi widza od akcji, ale ją podkreśla i nadaje smaku. Podejrzewam, że u mnie tak też było w tym przypadku.
I na koniec - zdanie podsumowujące. Zawsze po obejrzeniu filmu, najpierw oceniam go sobie w myślach, potem tu, potem czytam co myślą inni i na koniec sam piszę, co ja myślę. W tym wypadku moje odczucia absolutnie rozminęły się z odczuciami większości, w tym recenzentów. Ale nie czuję się się przez to głupszy. Podczas seansu tego filmu, na nic, co zarzucano temu filmowi nie zwróciłem uwagi, z wyjątkiem może słabej gry aktorskiej biednej Nataszy Urbańskiej. Dałem się ponieść "rozmachowi i epickości" tego filmu. W przeciwieństwie do większości, oglądając go, naprawdę nie miałem odruchów wymiotnych, czasami zaś - wręcz przeciwnie - jak wspomniałem w komentarzu do swojej oceny, scena z księdzem Skorupką wywołała u mnie ciarki na plecach i byłem nią naprawdę poruszony. Słowem - połknąłem haczyk, kupiłem w całości ten Hoffmanowy "chłam" jak niektórzy o filmie powiadają. Być może ciągle nie znam się na kinie. Być może zbytnio zawsze każdy film rozgrzeszam z jego wad. Być może nie mam gustu. Ale mi z tym dobrze :)
Widzę, że podobne odczucia masz jak ja. Rzygać mi się chciało wątkiem miłosnym, gra Urbańskiej i Szyca to tragedia jakaś okrutna, ale poza tym film patriotyczny zrobiony nieźle, a efekty specjalne wręcz genialne, myślę, ze najlepsi amerykańscy specjaliści by się nie powstydzili.
Ciesze się, bo i ja podzielam większość Twoich zarzutów i opinii. A w tym przydługim wywodzie powyżej przepraszam za błędy składniowe - Filmweb daje na to 5 min. po wysłaniu i już niestety nie zdążyłem ich poprawić :P