Humor w tym filmie jest dość prostacki i prywmitywny (pierwsze lepsze przykłady: wpychanie
sobie nawzajem rąk do gardeł celem sprowokowania wymiotów czy też podnoszenie
udstrzelonego fiuta ustami) ale nie powiem parę scen naprawdę mnie ubawiło, pomimo
porażającej głupoty samego filmu. Powodem znacznego zaniżenia oceny było jednak
przemycanie i wręcz promocja patologii wśród nastolatków - seksu grupowego w ich
wydaniu, przedmiotowego traktowania dziewcząt: "nie wiążę się, ona tylko od czasu do
czasu robi mi laskę", balang na których wóda leje się strumieniami, a palenie trawy to
norma...Szczytem wszystkiego było zobrazowanie wizjii narkotycznych jako czegoś
superzabawnego i cool: zabawny filmik na youtube (co prawda jest powiedziane że
występujący w filmie chłopak zmarł z przedawkowania, potem jednak następuje mrugnięcie
do widza okiem - to nie przez to bo miał szmer nad sercem), a następnie cukierkowy odlot
obu głównych bohaterów - po tym jak przesympatycznie i cudownie to ukazano samemu
chciałoby się przeżyć taką świetną i odlotową jazdę...Reżyserowi i scenarzyście proponuje
wizytę w jakimś ośrodku Monaru lub na dowolnym oddziale toksykologicznym bądź
odwykowym, lub też zobaczyć jak świetnie bawią się dzieci wychowywane przez
narkomanów....
Na prawdę nie rozumiem ludzi takich jak Ty. Poczucia humoru to Ty chyba zbyt dobrego nie masz. Tutaj dużą rolę odgrywają rodzice dzieci/młodzieży którzy oglądają ten lub tego pokroju filmy. Jeśli wychowają dziecko tak że wie że nie może lub jest na tyle mądre że wie że nie powinno i ma silną wole lub nie chce się popisać to ten film niczemu ani nikomu nie grozi, wręcz przeciwnie.. Można się pośmiać.
Zgadzam się, nie można zrzucać winy na film za to, że ktoś się puszcza czy ćpa, przepraszam za słownictwo, ale taka prawda... Każdy jest kowalem własnego losu i jeżeli będzie chciał to zrobi coś nawet bez oglądania tego czy innego filmu o podobnej tematyce. A tak na marginesie to filmy tego typu mają bawić, rozśmieszać do łez, pozwolić na relaks po ciężkim dniu, a nie skłaniać do refleksji i przemyśleń. Uważam jednak, że z '21 Jump Street' można nauczyć czegoś pięknego o przyjaźni, która niekiedy pomimo tego iż bywa wystawiana na próbę, przetrwa jeżeli jest szczera i prawdziwa. Trzeba patrzeć też na pozytywy, to nic trudnego :) Ale przede wszystkim nie można zapomnieć o tym, że każdy gatunek filmowy, a nawet każdy film powinno się rozpatrywać pod innym kątem.
Idąc pańskim tokiem rozumowania, żaden nastolatek nie powinien być dopuszczony do Ojca Chrzestnego, Leona Zawodowca, czy dowolnego z dobrych filmów w reżyserii Quentina Tarantino.
Młodzież o której mówimy (okolice 16 lat?) nie jest stadem bezwolnych owiec, choć dzięki taktyce mediów za takie stado są uważane. Z tego co wiem, nie zostałem ćpunem lub alkoholikiem po obejrzeniu Big Lebowskiego, Pulp Fiction i Trainspotting czy po przesłuchaniu albumu Janis Joplin lub Jimiego Hendrixa.
Można zrobić dobry film bez odwoływania się do orgii i używek, ale można też zrobić dobry film używając tych tematów. 21 Jump Street co prawda jest filmem co najwyżej niezłym, lecz nie zmienia to faktu, że za głupotę widza odpowiada sam widz, nikt inny.
Ponadto, osoba o charakterze dostatecznie słabym, by uwierzyć filmowej fabule i sięgnąć po prochy, w życiu nie odparłaby presji społecznej, więc i bez filmu trafiłaby w hm, 'szemrane' kręgi, byłoby to jedynie kwestią czasu.