Zbyt surowo? Oglądałam film z trojgiem znajomych i wszyscy byliśmy tego samego zdania - bardzo słaba produkcja. Nawet znani i lubiani aktorzy: Crowe i Bale i obowiązkowe obecnie przeładowanie fabuły wątkami sensacji nie gwarantują już sukcesu Efekciarskie sztuczki, sentymentalne zakończenie, ?nowatorstwo? psychologiczne oraz naiwne chwytanie widza za gardło (przemiana bandziora) czynią film miałkim, zupełnie bez wyrazu. Pokrótce kardynalne błędy logiczne stojące dęba wobec zasad prawdopodobieństwa: 1) Ben Wade rozprawia się z Apaczami, którzy nota bene czatowali na naszych bohaterów niczym rekruci rzuceni pierwszego dnia na linię frontu, wraca do ogniska i mierząc w Evansa żąda od niego kluczyków do kajdanek, co tymczasem robią pozostali uzbrojeni ludzie z konwoju? nic, przyglądają się razem z nami tej scenie; 2) Wade zabiera ich konie, trafia do wąwozu, gdzie budowano kolei, niespodziewanie zostaje rozbrojony, dosłownie po chwili pojawiają się konwojenci... na piechotkę ? kondycja do pozazdroszczenia; 3) wreszcie końcowa scena, gdzie dosłownie mamy wszystko, do wyboru i koloru (głównie krwi): a) najpierw miejscowi prostaczkowie za obietnicę wątpliwej zapłaty dziurawią swojego szeryfa i jego pomocników; b) Evans wyprowadza Wade?a a czyhający na nich zbir pudłuje z niespełna 20m; c) w gradzie ołowiu niepokorny Wade jak owieczka podąża za kulawym farmerem i nawet przez chwilę nie przyjdzie mu do głowy, aby ulotnić się za pierwszym lepszym winklem; d) mało tego, po chwili, być może z braku zajęcia, sam włącza się w eliminację ludzi, którzy niekoniecznie widzą go w Yumie; e) następnie zupełnie naturalnie, zabija kompana z gangu, który poszedłby do piekła za swym, już teraz szlachetnym, acz nieco niewdzięcznym bossem; f) na koniec pozostaje już tylko zając miejsce pozbywszy się zbędnego balastu i udać w szaloną podróż do Yumy. W tym momencie szczerze czułam się zawiedziona, miałam bowiem nadzieję, że odmieniony Wade ojcowsko obejmie młodego Evansa i pochowawszy krnąbrnego farmera, powróci na jego farmę, aby teraz marzycielsko wpatrywać się w zielone oczy pani Evans, przy okazji doglądając trzódki Dana. Coś mi się zdaje, że tak chłopcy z Hollywood skuteczniej sięgnęliby do kieszeni, również widza płci żeńskiej, posługując się tym razem, dla odmiany, nieco niemodnym ostatnio gatunkiem westernu. 1 / 10 i żałuję tej jedynki.
czyżby kolejna pseudointeligentna prowokacja, brzmiąca jak podręcznik do psychologii, napisany przez kogoś komu się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy?
Dlaczego dopatrujesz się w tym prowokacji? Nie wiem. W każdym bądź razie
film mnie rozczarował, a afisz ma naprawdę zachęcajacy. Sam tytuł nawiązujący do kultowego poprzednika wywołuje u miłośników gatunku dreszczyk emocji, a trzy cyfry w nim zawarte poprostu hipnotyzują. Niestety widzę w nim czyste kino komercyjne, które sięgając po popularnych aktorów i podpierając się słynnym poprzednikiem, mimo to nie daje sobie rady. Momenty, które wypunktowałam, były odbierane podobnie przez osoby, które ze mną ten film oglądały.
Nieskładność fabuły wychwyci choćby dzieciak uważnie oglądajacy film i nie wymaga to nadzwyczajnych umiejętności, a jedynie odrobinę krytycyzmu. Poza tym wystarczy sięgnąć nawet poza Nowy Swiat - Sergio Leone, aby uświadomić sobie, gdzie panuje westernowy klimat. Dla mnie to poprostu szmira, a to, że jest to jedyny western w ostatnim czasie, nie czyni go dobrym. Poza tym Twoja wypowiedź o pseudointeligentnej prowokacji, i krytyka mnie jako osoby, która ośmiela się widzieć rzecz inaczej, wydaje mi się trochę niesprawiedliwa.