Film przeciętny. Świetne role zarówno Crowe'a jak i Bale. Szedłem na ten film z dużymi nadziejami i jak się okazało film po części je spełnił.
Dlaczego po części. Do pewnego momentu oceniałem film na 9, nie widziałem tak dobrego westernu nowych czasów od Unforgiven Clinta Eastwooda.
Niestety reżyser i scenarzyści się nie popisali w końcówce. Po obejrzeniu końca filmu poczułem się zdezorientowany. Co, dlaczego, po co jechali ci goście z jego bandy... żeby się skończyło jak się skończyło. Przecież to byli najwierniejsi jego ludzie (no może jeden z nich). Przecież mogli się wygrzewać gdzieś w Meksyku, a nie zajmować się odbijaniem szefa, który później tak ich potraktował.
Moja ocena filmu przez to się zmieniła. Na początku była to mocna dziewiątka, ale zakończenie do bani 1/10. Panowie filmowcy zupełnie nie trafili z zakończeniem. Dlatego moja ocena końcowa to 5/10. Za główne role, które moim zdaniem ratują film z jego marnym zakończeniem. Jak zwykle amerykański film z partackim zakończeniem.
A mógł być taki dobry film, gdyby nie zakończenie.
Nie wiem dlaczego sadzisz ze zakonczenie jest do niczego. Jest zaskakujace bo chyba nikt sie nie spodziewal takiego finalu. A co do reszty to zgadzam sie z Toba
Dlatego, że jeszcze nie widziałem żeby bandyta, który zabił kilka(kilkanaście) osób szedł z własnej nie przymuszonej woli do więzienia. Zabija swoich kompanów, którzy przejechali 130km tylko po to żeby on do tego więzienia nie trafił.
Odwieczne prawo westernów DOBRY JEST DOBRY, A ZŁY JEST ZŁY.
Jeżeli ta konwencja sprawdzała się przez tyle lat po co to zmieniać.
Rozumiem, że Wade mógł przejść metamorfozę, ale nie oszukujmy się nie aż taką, że dla dobra (honoru) jakiegoś farmera zabija człowieka, który by za nim skoczył w ogień i wsiada do wagonu więziennego.
Film jest świetny bez ostatnich 5 minut.
Zgadzam się do pewnego stopnia. Niestety od dziecka mam tę ponurą słabość, że zakochuję się w westernowych bandytach. I mi również szczerze żal hipnotyzującego Charliego Prince'a (chociaż on w mało kim pewnie wzbudza współczucie). Fakt, to psychopata, ale na swój podły sposób chciał dobrze. Uwielbiał swojego szefa, był gotów oddać za niego życie, a tu taka przykra niespodzianka. Chociaż z drugiej strony, jak się wspomni jedną ze scen przy dyliżansie, to Wade nie darzył członków swej bandy zbyt dużym sentymentem.
Zapomniałam dodać, film oceniam 9/10, bo kocham westerny, byłam już na nim dwa razy, wkrótce wybieram się po raz trzeci. Jednak scena, w której ginie wierny do końca pełen...wyrafinowanego uroku Charlie Prince, dosyć mnie przybija, nawet w kontekście ogólnej przemiany Wade'a, i poruszającego, bo zza grobu, zwycięstwa Evansa.
Hm...cóż moge dodać? Moja przedmówczyni dokładnie oddał wszystkie moja odczucia dotyczące filmu. Też od dziecka cierpie na syndrom zakochania w "tym złym";P (Biedny socjopatyczny Charlie)
Przyznaje bez bicia ,że Ben Foster był niesamowity. Musiał konkurować na ekanie z Crowe i Bale ,a udało mu się stworzyć postać jednego z najciekawszego (i najsmutniejszego zarazem) złego od bardzo dawna.
Niedługo też wybieram się na film po raz 3 z mocnym postanowieniem, że to ostatni raz;P
Wade sam mówił, że to zwyrodnialcy i zwierzęta, a po za tym dostrzegł, że to co uważał za wymierzenie "sprawiedliwości" jest trageią dla wielu ludzi a nie tylko zabiciem człowieka. Polubił Evansa bardziej niż ludzi z bandy. Chciał pokazać synowi Evansa że trud jego ojca nie był daremny bo dzięki niemu rozbito gang. Poza tym Charlie był gotów oddać życie za dobro Bena Wade'a i je oddał.
"...jeszcze nie widziałem żeby bandyta, który zabił kilka(kilkanaście) osób szedł z własnej nie przymuszonej woli do więzienia..." - nie idzie, on TYLKO wsiadł do tego pociągu
"...Zabija swoich kompanów, którzy przejechali 130km tylko po to żeby on do tego więzienia nie trafił. " - gdyby nie Charli możliwe, że by nie przyjechali (w końcu ktoś dostał po pysku przy płonącym dyliżansie właśnie z tego powodu)
"...Odwieczne prawo westernów DOBRY JEST DOBRY, A ZŁY JEST ZŁY..." ale może on jest aż tak bardzo ZŁY, że zabija swoich ;),
"...Rozumiem, że Wade mógł przejść metamorfozę, ale nie oszukujmy się nie aż taką, że dla dobra (honoru) jakiegoś farmera zabija człowieka, który by za nim skoczył w ogień i wsiada do wagonu więziennego..."
- wątpię w metamorfozę, Ben wychował się z biblią i miał własne pojęcie dobra i zła, podobnie jak Byron McElroy... i może dla tego wolałbyć "ZŁY" niż być taki "DOBRY" jak McElroy... Ben nie wypierał się swoich zbrodni, ale z tego co było widać nie zabijał bez powodów, możemy ich nie rozumieć, ale on je miał...
A Charlie, ten człowiek który by wskoczył za Benem w ogień, jednak pierwszy sięgną po broń, inni nigdy się nie liczyli dlatego Ben wystrzelał całą bandę, ale jeśli widziałeś łzy gdy dobijał Charliego to można je na dwa sposoby tłumaczyć - żal po Danie lub żal po Charliem, ja obstawiam to drugie, a dobicie wiernego druha patrząc mu prosto w oczy to nie byle jaka sprawa...
dlaczego zabił Charliego... bo strzelił w plecy Danemu, bo dobił go mimo że wcale nie musiał, bo sprawiło mu to przyjemność, bo się śmiał, a może dlatego że za dużo powiedział ? nie wiadomo, jedno jest pewne Dan dla Bena nie był ?jakimś? farmerem, i nie wskoczył do pociągu dla jego honoru, tylko dla jego syna, był to tylko gest, ale jak Ben sam powiedział, nie lubi być dobry, gdyż oddawanie przysług wchodzi w nawyk...
Dokładnie!
Chyba nie po to wołał swojego konia, żeby ten razem do więzienia z nim szedł. Po prostu uciekł z pociągu później, ale jeszcze przed więzieniem. :D
Moje odczucia są podobne - gdyby nie chamsko patetycznie zakończenie, film byłby extra. A tak, jest 'tylko' dobry :)