I piszę to z czystym sumieniem. Oryginalna wersja filmu jest lepsza. Przede wszystkim od początku do końca trzyma równy wysoki poziom, w przeciwieństwie do tego filmu. Mamy tu sceny pełne napięcia, wręcz porywające, ale i kilka irytujących, zupełnie nietrafionych. W ogóle nie podobały mi się sceny z udziałem Luke'a Wilsona, mam mieszane uczucia co do końcówki, całkowicie źle stworzona postać Bena Wade'a, irytowała mnie przez większość filmu. Nawet Russel Crowe tego nie zmienił. Było napięcie, czasem film naprawdę porywający, ale zabrakło ważnej rzeczy, którą powinien zawierać każdy dobry western. Nie było tego klimatu tak typowego dla westernów, a napięcie i klimat to wcale nie to samo. Czasami zachodziło to bardziej na film sensacyjny, albo wręcz film akcji, niż western. Ogląda się dobrze, nie powiem, obejrzałbym nawet drugi raz. To naprawdę dobry film, ale przeciętny jako remake. Stwierdzam tak po obejrzeniu obu części. Pierwowzór potwierdził, że dobry western nie musi opierać się tylko na strzelaninach, a nowa wersja ratuje się właśnie strzelaninami. W tej starszej reżyser znakomicie budował napięcie, stworzył niesamowity klimat, nie musząc przy tym rozsiewać po ekranie stosu trupów. Tutaj jest dużo akcji, ale niestety nie jest to zawsze płynna akcja, czasami sceny strzelanin zrobione są jakby na siłę, tak nienaturalnie. Tym bardziej, że akcja przysłania dość mocno i wręcz usuwa w cień prawdziwą wartość filmu, na której opierał się w głównej mierze film Delmera Davesa z 1957. Jest to właśnie ta głębią, którą posiadał kultowy "15:10 do Yumy". Film Mangolda niestety niema już takiej siły wyrazu (ratują to jedynie dialog Dana z synem w hotelu i Dana z Benem w końcówce filmu). Oczywiście każdy western nie musi nieść ze sobą przesłania, jednak jeśli ktoś kręci film o nazwie "3:10 do Yumy" to musi zdawać sobie sprawę z tego, co zamierza zrealizować. Nie swoją własną produkcję, ale dzieło mające przybliżyć dzisiejszym widzom Arcydzieło gatunku, które w 1957 zrealizował Delmer Daves.
Moim zdaniem to dobry film, pewnie spodoba się wielu osobom nie będącym fanami gatunku. I co by tu dużo nie mówić, ogląda się naprawdę dobrze, choć nie zawsze, o czym napisałem wyżej. Dla mnie jednak nie jest to western pełną gębą, jak choćby "Bezprawie" Kevina Costnera, czy "Tombstone" Cosmatosa.