Jak pamiętamy Ben został w saloon'ie bo chciał zaliczyć ładną barmankę zamiast uciekać do Meksyku. I to wszystko przez nią, to co stało się później, czyli śmierć chyba około 50. ludzi (ci z podstawionego dyliżansu, ci pracujący na kolei, odstawiający Bena na pociąg, cała banda Bena, szeryf wraz z zastępcami, i około parunastu łotrzyków, którzy chcieli zarobić 200$ za głowę Evansa. A więc zginęło wielu niewinnych ludzi (w tym lekarz, jakże bezcenny na dzikim zachodzie) a sam Ben i tak prawdopodobnie uniknie szubienicy. Jaki to ma sens w rzeczywistości?? Ucina się łeb w miejscu, w którym został złapany, bo listy gończe były rozesłane na cały stan, a nie ewakuuje w inne miejsce, skąd uciekał dwa razy:)
Wracając do tematu, gdyby ta laska z baru zgodziła się śpiewać w Meksyku i wyjechałaby z nim, może Ben nie podchodził by tak lekceważąco do życia. Wszystko przez kobiety:))

PS. żona Evansa to była kochanka Bena Wade'a, którą znał z San Francisco. Oczywiście nadal mu się podobał, bo laski lubią brutali, ale była już matką i żoną ranchera i zgrywała, że nie była nigdy nigdy w San Francisco, ale tych pięknych zielonych oczu się nie zapomina.