Jestem po seansie, 2D z napisami (choć to premiera, było na filmie poza nami może 5 osób). Jeśli ktoś miał skojarzenia z "Tysiąc lat po Ziemi", to bardzo trafnie, bo oba filmy, poza głównym założeniem, są niemalże identyczne.

Cały film to survival w dziczy, z Kylo Renem i dziewczynką, których ciągle ktoś chce zjeść. Ta druga denerwowała do pewnego etapu filmu, ale na szczęście zaczęła się rozkręcać. Fabuła jest bardzo prosta, brakowało większych zwrotów akcji i innych postaci. Niektóre sceny przewidywalne, co jest spowodowane ograniczonymi środkami bohaterów. Myślałam, że coś się zaraz stanie i dokładnie tak się działo. Humor był tylko w jednej scenie i imo wprowadzony na siłę. Mimo że film trwa jakoś 1,5H, niektóre wątki zostały niedokończone. Brakowało jeszcze z 2 scen zamykających. Ogólnie "65" ma więcej niedopatrzeń fabularnych, na przykład Kylo (tak się nie nazywał, jedynie tak piszę ;)) przez pół dnia ręcznie drąży ścianę jaskini, a potem przypomina sobie, że ma przecież granat. Czy dziewczynka zużywa wszystkie potężne granaty na zabicie niezagrażającego jej już dino wielkości psa. Nie ma poprawności politycznej, ale za to są dramaty rodzinne i ciągłe retrospekcje z tym związane.

Na plus zasługują wynalazki. Jak i sam pomysł, że w całej historii wszechświata były kolejne ludzkie cywilizacje.

Chociaż pojawiają się scare jumpy jak z horroru, ogólnie film mogłyby oglądać osoby przed 10 r.ż. Ze względu na 9-latkę w fabule, jest spokojnie.

Tytuł filmu jest chyba błędny, bo zagłada dinozaurów zgodnie z obecną wiedzą była 66 milionów lat temu?

Niemniej ogólna przyjemność z oglądania była.

Ktoś może wie, co to był za wielki czworonożny dinozaur, który wchodzi na koniec w gejzer?