Uderzyło mnie to samo - wszystkie sygnały przed wyznaniem samego Felixa Busha wskazywały na to, że naprawdę dopuścił się on czegoś strasznego. Tymczasem w finale okazuje się, że w rzeczywistości nie zrobił nic takiego, co skazywało by go na budowę kościoła, wieloletnią pokutę i potępienie m.in. przez pastora. Faktem jest, że pośrednio jego działanie doprowadziło do tragedii i miał prawo sobie to zarzucać, ale nie dopatrzyłem się niczego, co można by aż tak eksponować? Może czegoś nie zrozumiałem?

Ze względu na to, naciągane moim zdaniem, zakończenie i kilka innych drobnych, acz rażących mnie uproszeń, ciężko mi ocenić ten film wyżej niż na dobre 7/10. Szkoda, bo film klimatyczny, z dobrą muzyką i grą aktorską, a historia wciągająca.

Być może pastor był tak wstrząśnięty, ponieważ Felix romansował z mężatka, zawrócił jej w głowie, przez niego złamała przysięgę małżeńską, składaną przed Bogiem, w efekcie czego doszło do tragedii. Być może pastor Charlie nakazał Felixowi pokutę lub przyznanie się do prawdy przed rodzina ukochanej i przed całą wioską. To dlatego powiedział, żeby "uważać na Felixa, bo potrafi manipulować ludźmi". Ale zgadzam się- zakończenie trochę rozczarowało. Scenarzyści mogli wymyślić coś mocniejszego. Choć mnie końcowa scena wzruszyła- był jej oddany aż po grób....

No tak, teraz chyba rozumiem. Felix nie popełnił zbrodni, więc pastor po prostu oczekiwał od niego, że wyjaśni rodzinie i miejscowym, co dokładnie zaszło, i że stało się to z tego, a nie innego powodu. Nie było mowy o jakimś bałamuceniu dla rozrywki, jednak mimo wszystko był im winny prawdę. On zaś czuł odpowiedzialność, ale że przyznać się nie potrafił, to wybrał pokutę. Teraz wydaje się to bardziej logiczne, bo mimo że czyn nie był tak straszny, jak się to wcześniej mogło wydawać, to w oczach sprawcy jego waga może być zupełnie inna. Nie chodzi więc o samą winę, lecz o to, jak ciężko się do niej przyznać.

A właściwie - jak ciężko się zdobyć na wyznanie winy i jak zbawienny ma ono wpływ na spokój naszego ducha.

Zgadza się, tym bardziej, że Feliks....wykorzystał siostrę swojej ukochanej mężatki. Dlatego trudno byłoby mu wyjawić prawdę tuż po pożarze- zwłaszcza, kiedy rodzice, siostra opłakiwali tragicznie zmarłą. Tylko pastor znał miażdżącą prawdę. Chyba Feliks odpokutował "grzechy" sposobem w jaki żył i w jaki umarł. Był wierny swojej miłości do końca.

Widzisz, to co zrobił Felix było w jego ocenie straszliwym grzechem. Znienawidził samego siebie za to, co się stało i z poczucia bólu i winy wyolbrzymił potężnie swoją "zbrodnię". Jego więzieniem nie był tylko dom na odludziu, ale przede wszystkim jego własna dusza, umysł i ciało. Sam "pogrzebał" się za życia dla swiata, więc i świat "pogrzebał" jego. Ps. Szkoda, że nie oznacyłeś swojego watku jako spoilera.

Nie napisałam nic o zakończeniu. Tylko tyle, że mnie zdziwiło. Każdy ma odmienny gust i ktoś inny, np. Ty mozesz uważać, że to co zrobił było naprawdę okrutne, straszne itp. Moja słowa nic nie sugerują.