Przede wszystkim - dobra gra aktorska Ashley Hinshaw (w przeciwieństwie do Dev Patel'a, ale to akurat nie zaskakuje....), no i zdjęcia, szczególnie ujęcia San Francisco. Fabuła była raczej prosta i łatwa do przewidzenia, nie przeszkodziło to jednak w całkiem zgrabnym i nienatarczywym poruszeniu kwestii wchodzenia w dorosłe życie, dokonywania pierwszych życiowych wyborów z nie zawsze slusznych pobudek ('skomplikowane' życie rodzinne, żądza 'nowego i nieznanego'), w zarysie różnorodnych relacji międzyludzkich i pobudek skłaniających ludzi do ich zawiązywania. Owszem, są niedociągnięcia, chociażby raczej schematyczne przedstawienie codzienności w rodzinie patologicznej, postać chłopaka Angeliny (a propos powyższej recenzji - nigdy bym nie powiedziała, że był to romans, i na dodatek niebezpieczny...zauroczenie jak każde inne, żadne nieszczęscie na nią z tego tytułu nie spadło), wyjątkowo irytujący wątek pt. "jak to jest między tymi lesbijkami" (oczywiście 8-letni związek poszedł w kąt dla gorącej młódki, a na deser popis sztuki oralnej...ktoś tu się zagalopował!). Niemniej, film polecam jako zaskakująco przyjemny - i mówię tu o walorach czysto warsztatowych, żeby nie było nieporozumień, resztę zostawiam osobistym upodobaniom....
Dziwi mnie w ogóle, że w opisie jest mowa o Franco, który zagrał naprawdę krótko, a jego rola nie miała jakiegoś większego wpływu na fabułę.
A ogólnie co do filmu to słaby. Sexy, geje, lesbijki i patologiczna rodzina. Reżyser chciał chyba przełamać te wszystkie współczesne tematy za jednym zamachem, lecz nie wyszło. Schematycznie przedstawione sprawy bez zaskoczeń. A plusy to naprawdę bardzo dobra Hinshaw.
zakładam, że film ma opowiadać życie scenarzystki(Lorelei Lee, która zresztą też występuje w filmie, to ta "pielęgniarka"), która jest gwiazdą filmów pornograficznych(BDSM), więc trudno mówić o innym wyglądzie filmu. Wydaje mi się, że trzeba do niego podejść jak do filmu autobiograficznego.
Może w pewien sposób film nawiązywał luźno do jej życia, ale to nie zmienia faktu, że film jest po prostu słaby.
nie powiedziałabym "luźno"... Wystarczy przeczytać notkę o Lorelei na Wikipedi, a od razu można dostrzec zachodzące na siebie momenty życia obu kobiet. Ja właśnie ściągam ten film i mam nadziej, że nie jest tak słaby jak to przedstawiasz.
http://www.sfgate.com/movies/article/Cherry-co-scripted-by-Lorelei-Lee-premieres -3478165.php - akapit "Not autobiographical"
Dla mnie nadal luźno nawiązuje do jej życia.
Życzę miłego oglądania.
Nie mogę się zgodzić; mamy zupełnie inne zdanie nt. tego filmu;
jedyną postacią, która była przekonująca to koleś, który pukał główną bohaterkę :P
wydumana atmosfera wokół tematu "życiowych zmian" + flegma wypowiadanych kwestii zasługują jedynie na cmoknięcie dezaprobaty, nawet Franco nie pomógł ...
film ble, nie polecam !!!