ZAWIERA SPOJLERY
Muszę przyznać, że nie dostałam po tym filmie tego, czego się spodziewałam. Żeby nie było niejasności: nie oczekiwałam geniuszu kina na miarę "Siódmej pieczęci" - oczekiwałam lekkiej, przyjemnej rozrywki. Czegoś w stylu "Van Helsinga", ale obdarzonego wiekszym poczuciem humoru. O ile w filmie z Jackmanem momenty zabawne były, o tyle tutaj nawet flirt Mary i Abrahama okazał się śmiertlenie poważny.
Ale do rzeczy: film robiony na kolanach wobec prezydenta, absolutnie poprawny politycznie i absolutnie czarno-biały. Złe południe - dobra północ to temat zupełnie oklepany, i mało oryginalny. Utwór do tego stopnia hołduje prezydentowi, że zatracił własną istotę, Linoln jest w nim tak idealny, prawy, współczujący, rozumiejący i genialny, że film spokojnie mógłby uchodzić za hafiografię. A że w hagiografii cuda są konieczne, toteż tutaj Abraham Lincoln zalewa krwią wszystkie możliwe piwnice, salony i mnie lub bardziej ciemne uliczki. Oczywiście wszystko w wyższym celu.
Ale od początku:
Widok na słynny waszyngtoński obelisk, czas cofa się, słyszymy głos Abrahama Lincolna: "History prefers legends than people". Zaczyna się całkiem klimatycznie, ładnym, zgrabnie ułożonym tekstem, inteligentym i nienachalnym. Następnie przenosimy się w czasie, do dzieciństwa Abe'a.
Człowiek w okularach (w tym momencie wszyscy fani "Draculi" i Coppoli zastanawiają się, jak bardzo zmyślna jest ta delikatna aluzja) grozi ojcu Abrahama. Jednak stary pan Lincoln dzielnym i odważnym człowiekiem jest, i dla honoru gotów uczynić wszystko, i krótko mówiąc, każe panu Krótkowidzowi iść się wypchać. Ale pan Krótkowidz ma obstawę, i następnej nocy jego przyjaciele włamują się do chaty i urządzają sobie późną kolację z matki Abe'a. Chłopiec to widział, no i oczywiście jest załamany,i planuje ich wszystkich pozabijać. Skojarzył mi się wątek z "Draculi 2000" - ja bibliotekarz, pomogę ci zabić tego 2000-letniego wampira. Razem nam się uda.
Ale Lincoln twardy jest, odważny jest, i idzie sam na wampira (któregoż to zęby wyglądają jak z powieści Pilipiuka). Ale brakuje ułamka sekundy, żeby cała wojna secesyjna wzięła w łeb, więc naszemu bohaterowi pomaga Henry-Lubię-Komuś-Dać-Po-Mordzie. Facet myśli, jak dowiadujemy się już na początku, dwoma częściami ciała, i żadną z nich nie jest głowa. Stąd dowiadujemy się takich rewelacji, jak to, że karabin pistolet i siekiera swobodnie mieszczą się pod jesiennym płaszczem i wcale nie przeszkadzają w umawianiu się na randki. Henry uczy Abe'a jak w parę miesięcy stać się jak szampon do włosów: 2w1. Ponieważ, nie dość, że nasz genialny prezydent w parę miesięcy posługuje się siekierą jak Bruce Lee swoją nogą,starcza mu jeszcze czasu na studia prawnicze.
Henry wysyła Abe'a do Springfield. Ale, jeszcze wcześniej, pokazuje mu listę najgroźniejszych krwiopijców: Scarlett O'Hara po liftingu, czyli Venoma, i zwolniony z budowy katedry Adam.
Abe zatrudnia się jako sklepikarz. W międzyczasie zalewa krwią parę domostw. Rzecz jasna, nikt nie słyszy odgłosów walk, wybijanych szyb, i darcia pyska głównych bohaterów, mimo, że domy stoją w środku miasta. Chyba że w Ameryce apteki stały na pustkowiu Alaski.
ONA. Pojawia się ona - żądna przygód Mary Todd.
Scenarzysta kolejny raz dał popis swojej czołobitności.Trochę to jak filmy o cesarzowej Sissi - kontrowersyjną i interesującą pokazać jako wcielonego anioła. Cierpiącą na zakupoholizm, rozrzutną, całkowicie nie rozumiejącą zasad rządzących podczas wojny, z ciągotkami ku władzy, biorącą liczne łapówki Mary uczynili delikatną, cierpliwą kobietę, której maksymą było "Jestem przy Tobie,kochanie". Urocze to może jest,ale na pewno nie interesujące.
Chwilę tańczą, rozmawiają, on w strugach deszczu się jej oświadcza. Jest bardzo romantycznie, bardzo słitaśnie,i miałam wrażenie, że z ekranu wyfruną kolorowe kucyponki. Ale nie może być aż tak słodko, więc pojawia się Henry-Lubię-Komuś-Dać-Po-Mordzie. I okazuje się, że on jest WAMPIREM. Kto by się spodziewał. No więc ów Adam zatłukł względnie zassał jego dziewczynę,a wampiry nie mogą się nazwzajem zabijać,więc Henry zalożył hurtownię Van Helsingów. I z jakiegoś dziwnego powodu wybór padł na Lincolna,w którym Heniek pokłada nadzieje wszelkie. A że Heniuś dobry i szlachetny jest, toż ludzi niewinnych nie morduje, a jedynie szuje i drani.
Licoln zaczyna się ulincolniać, bo spotyka przyjaciela z dzieciństwa, Willa, którego jedynym zajęciem jest wioslowanie tratwą. Żadnych skojarzeńz Huckiem Finnem oczywiście nie mamy, Jima on bowiem w ogóle nie przypomina, w żadnym calu. A przy okazji zapewne jest potomkiem Pattinsona względnie Madonny, bo wszyscy się starzeją. Oprócz niego. Wygląda tak samo, czy ma 30 lat, czy 50.
Jest jeszcze kumpel Lincolna, sklepikarz. Facet jest połączeniem ich wszystkich w jednym: nie dość,że szlachetny, to jeszcze odważny, wampirki z balu wyrzucił, inteligentny, nawet bardzo, wszystkich krwiopijców sprowadził dojednego pociągu, żeby ich wykończyć.Mamy tu do czynienia z nienagannym myśleniem logicznym: 3 bohaterów na pewno pokona całą bandę wampirów jedną siekerą. Lincoln-Super-Hat oczywiście daje sobie radę, a pokonanie samego wielkiego Adama nie zabiera mu wiele czasu. Wiadomo, zegarek jest najskuteczniejszą bronią nie tylko na kolacji u teściowej, ale także przeciw 1000-letniemu wampirowi.
Wspomniałam już o walce wśród koni? Nie? Och, nieodżałowana strata. Widywałam już walki nudne, zawodowe, amatorskie, interesujące, wciągające, tandetne, absurdalne, nieciekawe, wesołe, przygnębijące, okrutne, masochistyczne, sadystyczne, honorowe i nieuczciwe, ale czegoś tak idiotycznego jak rzut koniem na odległość jeszcze nie doświadczyłam. Cóż,kiedyśmusi być ten pierwszy raz. Szkoda tylko, że w takim filmie.
Na plusy: muzyka znośna, choć nie poraża oryginalnością. Zdjęcia ładne, efekty specjalne estetyczne. Nie nudziłam się na pewno. W sumie: można pójść, niekoniecznie trzeba. Ale pieniędzy wydanych nie żałuję:D
Przepraszam, ale funkcja "temat zawiera spojlery" sprawia, że wątek nie chciał mi się dodać:)
A, ocena - 5/10.
Polityczne? Nie, raczej moralno-społeczne. Ameryka mogła przyjąć Lincolna jako łowcę wampirów, ale nie jako w jakimś stopniu złego,czy nawet dwuznacznego. Innymi słowy, Lincoln musiał być nudny. Musiał być idealny. Zauważ, że w tym filmie nie ma nawet jednej jego wady. Jakiejkolwiek. Ponury, poważny, nieobdarzony nawet cieniem cechy indywidualnej. Prezydent reprezentuje Naród. Nawet 150 lat po jego śmierci.
Poza tym - to Lincoln. O Nixonie możnaby zrobić nawet film, w którym ćwiartuje wszystkich piłą łańcuchową. Ale Lincoln dla Amerykanów jest święty.
Ja potraktowałam patos unoszący się wokół postaci Lincolna jako akcent humorystyczny.
A ja przeciwnie: jako coś, co psuje akcenty humorystyczne w tym filmie. Ideał bohatera, to dla mnie żaden bohater, taki bez życia, bezpłciowy.
Z tym że bohater jest bezpłciowy to się zgadzam, ale sama konwencja patosu wokół bohatera jest jak najbardziej zabawna. Przerysowanie amerykańskiego patriotyzmu jako akcent humorystyczny, jak najbardziej do mnie trafia.
Do mnie też, ale akurat tutaj, to był amerykański patriotyzm całkowicie na poważnie, według mnie. Brakowało mi jeszcze tylko hymnu podczas zabicia Adama. Oczywiście w wykonaniu 500-osobowej orkiestry symfonicznej.
Moim zdaniem, to właśnie było za poważne. Ten patos, mam wrażenie, reżyser brał bardzo na serio, cały film też. Za bardzo.
Nawet jeśli taki był zamysł reżysera to wyszło odwrotnie, nie tylko ja reagowałam śmiechem na co bardziej wzniosłe wypowiedzi. To była raczej reakcja tłumu. Hymn mógłby dodać smaczku. :D
Film faktycznie mocno patetyczny, ale wampiry przynajmniej wyglądają jak wampiry, a nie jak... nie będziemy wymieniać po imieniu.
Jak Pan Przystojny o wrażliwym sercu? Ech może kiedyś doczekamy się remake'u Zmierzchu z Wesleyem Snipesem.