Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to w żadnym przypadku dobry film. Wykonanie jest kompletnie amatorskie, aktorstwo
marne, muzyka irytuje, fabuła głupia jak but, i momentami nuży nie potrzebnymi retrospekcjami i dialogami. Mimo tych
wszystkich wad nie żałuję seansu. Film posiadał ciekawą, komiksową stylistykę oraz całą masę totalnie
przerysowanego gore, przez co Adam Chaplin przypominał mi momentami kultowe Story of Ricky. Plus za całą masę
praktycznych efektów specjalnych i nie najgorsze wykorzystywanie CGI. Szkoda tylko, że cała historia jest potraktowana
zbyt poważnie, taki przedstawiciel kina klasy B aż prosi się o czarny humor. Można obejrzeć pod warunkiem, że
podejdziemy do tego jak do trashu, filmu klasy B epatującego hektolitrami pomarańczowej posoki w dosłownie każdym
banalnym starciu i do tego wybaczymy kilka dłużyzn.
No właśnie, było parę niepotrzebnych dłużyzn, które spokojnie można było lepiej wykorzystać, ale ogólny klimat i animcowa stylistyka - rewelacja. Naprawdę niezła konkurencja dla japońskich gorów, mam nadzieję, że reżyser jeszcze coś nakręci. A co do muzyki, to mnie się akurat podobała, zaś fabuła to tylko mało istotny dodatek w tego typu produkcjach, więc nie należy się spodziewać za wiele hehe :D Dodam jeszcze, że przypadł mi bardzo do gustu przyjaciel Adama, był naprawdę fajnie zrobiony (jak na znikomy budżet) i miał niezłe teksty.