Myślałem, że po obejrzeniu filmu U571 z natłokiem debilizmów i wisienką na torcie w postaci trafienia torpedą prosto w dziób goniącego, niemieckiego "niszczyciela" już nic głupszego nie da się wymyślić a tu proszę, takie coś: jakaś samotna(!!!) carska krypa o wyglądzie torpedowca lub trawlera (zabijcie mnie ale na niszczyciel, z których to w czasie I wojny Rosjanie zwykli miny Niemcom podrzucać to nie wyglądało) w czasie stawiania min wdaje się w walkę z niemieckim krążownikiem pancernym Friedrich Carl (fikcja totalna, rzecz jasna). Niemiec wali z dział 210 mm, trafia raz po raz, trup się ściele gęsto aż tu nagle główny bohater spokojnie bierze się za armatkę (zabijcie mnie ponownie ale po długości lufy i scalonym pocisku nie dał bym więcej jak 45, 57 mm) i na oczko pyk, i rozwala Niemcowi "pomost bojowy" (dla niewtajemniczonych: to takie miejsce na okręcie skąd w czasie walki dowodzi się okrętem, stąd nie przez przypadek jest to jedna z najlepiej opancerzonych części każdego okrętu). No co tam, widać był to jakiś pocisk typu święty granat ręczny z Monthy Pythona czy strzała z łuku Rambo. Rzecz jasna dzielna, rosyjska krypa raźno płynie dalej a Niemiec wpada na minę i na dno.
Pomijam następujące po tym tony patosu, maślane sceny miłosne (oficer floty bierze się za cudzą kobitę, swoją żonę ostentacyjnie odstawia na bok a wszyscy się cieszą) i w ogólny wydźwięk filmu - niby wojna domowa, Rosjanie biją Rosjan ale zły jest zasuszony Francuz i zdradziecki korpus czechosłowacki. Każdy ma prawo do własnej Bitwy Warszawskiej 1920, jednak przy początku tego filmu nawet Natasza Urbańska z CKM wydaje się jakoś mniej żenująca.