Onegdaj Stalin, chcąc wzmocnić autorytet swojej władzy, nakazał realizację filmów o władcach Rosji. Teraz Putin ( przecież wiadomo, że nic istotnego nie dzieje się bez tego batiuszki ) zarządził wybielanie "białych" pod pretekstem filmu o miłości. I wyszła ot, taka sobie agitka, z przeciętnymi kreacjami, wielkorosyjskim zadęciem. Można obejrzeć co by mieć w przyszłości porównanie, bo takich filmów zacznie przybywać. Dla nieznających historii Rosji, potem ZSRS, a na tym tle czekisty Putina może wydawać się, że "bóg honor, car i Rosja" ...
Zakładając nawet że film ten był stworzony na zamówienie wierchuszki, to...
PRIMO - dziwi wybór na bohaterów białych, gdy przecież współczesna Rosja jest pochodną ZSRR (równocześnie taki wybór może cieszyć);
SECUNDO - w sumie każda normalna władza państwowa stara się budować w społeczeństwie patriotyzm (patrząc pozytywnie) oraz budzić w nim posłuszeństwo władzy i gotowość do poświęceń (patrząc realistycznie) w imię tego patriotyzmu, dumy narodowej etc. I takie wydatkowanie publicznych pieniędzy można zrozumieć, o ile "Admirał" był tak finansowany. Do czego w tym punkcie zmierzam? A do tego, że Polacy mogliby się czegoś takiego uczyć, a nie z państwowych środków finansować tak wybitnie propolskie dzieła jak "Pokłosie" (sic).
Ale film (przynajmniej dla mnie) nie sprawia wrażenia wybitnie propagandowego. Nie ma głównego wroga i podziału na idealnie dobrych i idealnie złych, biali są stroną pozytywną, ale bolszewicy (tudzież inni czerwoni) nie są pokazani jako idealnie źli, mają ludzkie odruchy (heh, to wynika zapewne z tego o czym wspomniałem w punkcie pierwszym), nie ma spektukalarnego zwycięstwa, a raczej mało spektukalarna porażka, choć bardzo symboliczna. Jest przede wszystkim historia, a propagandę można dostrzec i dopisać do wszystkiego.
Pieniądze na publiczną kinematografię powinny być wydatkowane na obrazy o dużej wartości artystycznej, przekazie humanistycznym, skłaniające do refleksji, pobudzające myślenie. A także na takie, które poszerzają znajomość kultury i historii. _Znajomość_ historii, a nie przyswojenie tego typu narracji o niej, o jaką chodzi w tzw. "polityce historycznej". Powodów do bycia patriotą jest wystarczająco wiele -- nie trzeba sztucznie tworzyć dodatkowych poprzez manipulowanie świadomością historyczną i rozdymanie narodowego ego.
Co do filmu... agitka, agitką, ale na pewno jest to film bohaterze tak spiżowym, nawet plama na honorze w postaci porzucenia wiernej mu żony spływa po jego metalowym profilu, jak po teflonie. Nie można się oprzeć wrażeniu, że film służy stworzeniu wrażenia, że zbawieniem Rosji jest silny i dzielny jedynowładca, bohaterski, śmiały i zdecydowany syn narodu. Oczywiście, historia Kołczaka pozwala zachować pozory, że chodzi tylko o odtworzenie sytuacji z przeszłości :).