Pomysły się skończyły twórcom wraz ze znakomitą częścią pierwszą. Jak więc to ukryli? Dużą ilością krwi, wrzasków, bum bum? Nie... Nie zrobili absolutnie nic. Dali widzom dokładnie to samo, tylko że z podtytułem.
Otwiera się jeszcze całkiem nieźle: Chev wsadza czarnuchowi w dupę strzelbę, uprzednio namoczywszy ją w smole, w celu zdobycia informacji. Ale potem... Z nowości przychodzi mi na myśl tylko całkiem niezła parodia Power Rangers. Oprócz tego jest seks na oczach setek ludzi (było...) i efektowne zejście bohatera na koniec (powtórka, ale kto wytrwał na napisach końcowych, ten jest pewien trójki). Podlano to wszystko żółwim tempem i wyszedł... No właśnie – nie wyszedł. Bo mimo że przez pierwsze minuty tliła się we mnie nadzieja na prawdziwą kontynuację zabójczego tytułu, tak z czasem ze mnie odpłynęła... Chrrr...
4/10
Pierwsza część była rewelacyjna. Kicz kiczem, ale granica nie została przekroczona. Dwójka nie tylko ją przekracza, co jeszcze później dwa razy ją okrąża. Nie zdziwiłbym się, gdyby przed seansem rozdawali LSD – inaczej chyba się chyba tego, niż w odmiennych stanach świadomości, obejrzeć nie da…
Moja ocena - 2/10