Podczas pierwszego seansu jakoś mnie nie powalił... Ot, dobry, oryginalny film okraszony świetnym aktorstwem, ale nic ponadto. Wystawiłem 7/10. Coś mnie jednak podkusiło, żeby obejrzeć go raz jeszcze... i co? Oglądało mi się niesamowicie! Pomimo imponującego dorobku Ala Pacino, rola z "Adwokata" jest od teraz jedną z moich ulubionych kreacji w jego wykonaniu - jak to ktoś słusznie napisał na tym forum, on był bardziej przerażający niż jakiekolwiek straszydło pojawiające się w tym filmie. Odpowiedź na pytanie Kevina - "Satan?" - "Call me... Dad!" - normalnie ciary przechodzą po całym ciele :D
Pomimo tego, że to Al jest motorem napędowym "Adwokata" i zdecydowanie najmocniejszym akcentem, reszta wcale mu nie ustępuje - Keanu zagrał tu naprawdę dobrze, Charlize dała czadu, warto zwrócić też uwagę na postaci z dalszego planu - Jeffrey Jones jako Eddy Barzoon, czy Judith Ivey jako matka Lomaxa również pokazują spory kunszt. No i końcówka... daje niezłego kopa!
Jaki z tego wniosek? Dobrze jest czasem obejrzeć jakiś film po raz drugi. Niejednokrotnie można zauważyć coś, co się przeoczyło, nie dosłyszało, nie doceniło... 9/10 !