To całkiem proste. Jeśli usiądzie się wygodnie na kanapie, właczy swiatełko za telewizorem, weźmie coś do chrupania na stolik, przytuli kotka i włączy kasetę z "Adwokatem diabła" zapomina się o całym świecie. A co najważniejsze, ten film nie przeminął wraz z końcem taśmy. Zostwił na mnie jakieś dziwne piętno, przez co, moim zdaniem, jest niepowtarzalny.