Scenariusz i reżysera plus najlepiej zagrany lucyfer w dziejach kina miał szanse z mojej strony na ARCYDZIEŁO. Niestety wykonanie balansuje na krawędzi kiczu, za sprawą największego drewna obok Toma Cruise'a - Keanu Reeves'a (przyszły Spike aka "luzak" z Cowboy Bebop ... eeee... WTF?!)
Jaka to sprawiedliwość, że Ci Panowie dostają tak dobrze obsadzone role?! Wszystko partoczą, ciągle ta sama denność, całkowity brak komunikacji aktora z bohaterem = zero wczucia = powielanie schematycznych ruchów i mimiki ról, które dały im kasowe zyski i sławe.
Szkoda, bo film za sprawą wspomnianych atutów i tak jest bardzo dobry, ale aż "strach" pomyśleć co by było gdyby role Kevina zagrał ktoś "bardziej utalentowany".
AL Pacino 10/10 jak już wspomniałem najdemoniczniejszy z demonicznych!
Co do najlepszego lucyfera to bym postawił również na Peter'a Stormare z Constatnina,co prawda,bardzo krótko zagrał,ale jak się pojawia na ekranie to jest moc !! :D
Zgadzam się, bo o ile Al Pacino w roli diabła był bardzo przekonywujący, o tyle gra aktorska Keanu Reevesa pozostawiała wiele do życzenia. Myślę, że mógł zagrać o wiele lepiej. Do momentu w którym odwiedza swoją żonę w szpitalu nie pokazał praktycznie nic. Jeden i ten sam tępy wyraz twarzy obojętnie na sytuację w jakiej się znajduje. Dopiero podczas rozmowy z matką i odkrycia prawdy dotyczącej jego najbliższej rodziny pokazuje na co go stać. Czy mogło być gorzej? Tak, gdyby rolę Reveesa dostał np. Nicolas Cage. Mimo drewanianego adwokata w roli głównej film ogląda się rewelacyjnie, wciąga i trzyma w napięciu do samego końca, które to potrafi zaskoczyć. 8/10 - a mogła być dziesiątka.