Powiem krótko i zwięźle: ekspozycja- intrygująca i interesująca; rozwinięcie- pogłebienie wątków przedstawionych we wstępie, rewelacja; zakończenie- najogrszy zabieg, jaki kiedykolwiek w filmie widziałem. Cała rozmowa w biurowcu aż zionęła tandetnym efekciarstwem, ogół pomysłu trywialny. Również z każdą minutą filmu gra aktorska ulegała ciągłemu pogorszeniu. Keanu Reeves, który na początku filmu zaskoczył mnie niespotykanym dotąd polotem, pod koniec znów przypominał mi Neo czy Johnatana Harkera. Natomiast szarża Sharon Stone w kontynuacji "Nagiego instynktu" wydawać się może wysublimowaną sztuką aktorską przy występie Paccino.
Ogólnie za początek i rozwinięcie stawiam 7/10, a szkoda, bo gdyby nie zakończenie ocena podskoczyłaby przynajmniej o dwa oczka.