Urocza piosenka kończąca obraz, uroczy klimat...i nic ponad to. Film można chyba uznać za bardzo dobry albo bardzo zły. Mnie zupełnie nie przekonał, choć przyznaję- pierwszym razem ogląda się miło. Największa jego pułapka jest to że można posądzić go o inteligencję. Moim zdaniem, nic bardziej mylnego. Obraz jest nad wyraz prymitywny. Zawiera kilka prościutkich prawd, którym przydano świetną oprawę...ale, to jak z Harrym Angelem- nie lubię po prostu filmów, z rewelacyjną powierzchownością, które w sobie zawierają zimna pustkę. Na plus- ostatnie zdanie Szatana, chociaż efekt psuje wyczesz jego zębów . Lepszym pomysłem byłaby też inna postać Diabła- zawierająca w sobie czar i erotyzm, ten Mefistofeles przypomina raczej podstarzałego zboczeńca, kumulujacego sexualność w sobie w skali ujemnej. Gdyby dodać kilka (no, dużo) aspektów, wyrzucić Al. Pacino (a tak cudownie grał w Zapachu kobiety), na jego miejsce umieszczając Connery'ego np., dołożyć sens...to byłby naprawdę cudownym dziełem. Szkoda że nie wykorzystano możliwości. Bo np. postać Kevina trąci niezwykle osobowością Fausta, z tym dążeniem do sięgnięcia tam gdzie inni ludzie nie sięgają (za stratę swej ukochanej nawet-znów analogia), ale tego zupełnie nie wykorzystano i nikt chyba nie może powiedzieć że nasz adwokat jest odpowiednikiem Fausta (no chyba że zupełnie nie zna Goethego). Co do porównania filmu z książka, czynić tego nie będę, bo książkę przeczytałam będąc jeszcze w podstawówce i lepiej pamiętam jednak Córkę milczenia, tego autora.