Ani trochę się nie zestarzał. Genialny od pierwszych scen. Rewelacyjne dialogi, perfekcyjnie budowane napięcie, efekty specjalne nie przesadzone, ale na najwyższym poziomie. Do tego idealny finał (od przemowy Pacino na temat Boga - nawiasem mówiąc naprawdę szkoda że nie było nominacji do oscara, a może nawet statuetki - aż do "wolnej woli" K. Reeves'a). Przemyślany scenariusz (idealne sceny w Kościele i stopniowego popadania w obłęd Mary Ann, pierwsza wspólna scena Miltona z panią Lomax jak również scena odkrycia prawdy o ojcu Kevina. Warto tu wspomnieć też o ujęciach Nowego Jorku). No i na koniec rozbrajająca, ale też dająca do myślenia końcówka.
o co chodzi wlasnie z koncowką ? chodzi ci to ze znowu sie jego ojciec pojawił w sali sądowej ?
Dokładnie tak. Ale tu chodzi nie tylko o to. Z końcówki wynika, że czy powstępuje się dobrze czy źle, to na każdym kroku trzeba pilnować tego, aby nie popełnić błędu, bo na dłuższą metę każda decyzja może doprowadzić do opłakanych skutków. No i jasno z tego wynika, że jego ojciec "czuwał" nad nim dosłownie od początku.