Masz rację. Oglądałam ten film z zapartym tchem. Film tak mnie wciągnął, że nie widziałam jego żadnych wad. Początkowo chciałam go oglądać dla Keanu ale to Al Pacino był najlepszy. Zachipnotyzowała mnie jego gra, jego sposób mówienia, jego głos. Chciałabym zobaczyć film bez lektora i usłyszeć intonację aktora, to dopiero było by coś... A scena końcowa - idealna, przemówienie fantastyczne. Nie mogli zrobić inaczej, lepiej. Tak musiało być. I było.