Że tak zabili trochę DEA, trochę CIA i trochę Navy i wciąż później siedzieli sobie luźno na przeciwko banku w knajpie i szykowali napad? Wciąż jakimś cudem przejechaliby przez granicę z Meksykiem, żeby zrobić finalną rozpierduchę, gdzie też przy okazji amerykańskiego rządu, ginie trochę bandziorów?
Rozumiem, komedia kryminalna, kilka żartów im się tu udało, obraz powstał dla rozrywki a nie dla snucia rozmyślań, ale czy to rozgrzesza film z braku zakończenia?
Oglądałam ostatnio jeszcze 2 nowe produkcje pozbawione końca, gdzie jest skutek, który następuje po przyczynie. I tak się zastanawiam, że albo film robi się teraz na odwal, albo robi się je dla półgłówków, bo i tak nikt nie będzie się zastanawiał. I jedna i druga opcja mnie zasmuca.