Im większa akcja marketingowa na polski film, tym gorszego filmu możemy się spodziewać.
Przyznam, że oczekiwałam więcej Kleksa a dostałam … no właśnie co? Fabuła jest mocno szarpana. Brakuje w niej spójności. I mi jako 30-łatce to przeszkadzało, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że film powstał dla dzieci, nie dla dorosłych. Wystarczy spojrzeć na młode pokolenia, które w tej chwili zadowala się „shortami” na YT lub krótkimi TikTokami. Wszystko co do nich dociera z takich filmików jest właśnie szarpane, z krótkim szybkim przekazem. Dlatego ten film do nich trafi z tak szybką i szarpaną fabułą (a przynajmniej tak sobie to tłumaczę i mam nadzieję, że taki był zamysł reżysera). Film powinien opowiadać o Akademii pana Kleksa, a tego nie robi. To co dostaliśmy tutaj to mogłaby być druga część jakiejś sagi. Na dobrą sprawę, ani nie poznaliśmy pana Kleksa ani nie poznaliśmy dobrze historii Mateusza. Na plus na pewno scenografia, która pasuje do bajki. Dźwięk i muzyka, wreszcie jak nie w polskim filmie! Efekty specjalne też na poziomie.
Trudno ocenić grę aktorską. Jedynymi aktorami, którzy mieli jakiś „czas antenowy” byli Tosia Litwiniuk, która niestety była trochę zbyt drętwa przez cały seans (z biegiem czasu powinna być coraz mniej drętwa, tak wynikałoby z fabuły) i Sebastian Stankiewicz w roli Mateusza, który zagrał na prawdę dobrze. Może jeszcze Stenka miała trochę czasu, zagrała poprawnie, ale nie jakoś wyjątkowo.
Ogólnie film nie jest powalający od strony fabuły i montażu, ale nie jest też wielką tragedią. Może jeśli reżyser weźmie sobie do serca recenzje to druga część wyjdzie lepiej.