Oczekiwania miałem niskie, pomimo nazwiska reżysera. W końcu, z paroma wyjątkami, twórcy gialli stracili serce do gatunku gdzieś w połowie lat 80 tych. Ale jednak
postanowiłem dać filmowi szanse. No i patrzę w obsadę, a tu dodatkowa motywacja, że by się podjąć starcia z tym filmem - Annie Girardot i Burt Young. Wbrew moim
oczekiwaniom Lado nie próbował tym filmie wrócić do tradycji filmów giallo. Alibi perfetto zaczyna się jak tandetna sensacja przeznaczona na rynek video, jakich to na
początku lat 90 tych powstawały setki. Film dość szybko rozjeżdża się w dwóch kierunkach powiązanych ze sobą osobą głównego bohatera, który prowadzi równolegle
dwa śledztwa – w sprawie grupy przestępczej i seryjnego mordercy. Obydwa wątki są raczej durne, a całość wieje amerykańską tandetą lat 90tych, a nie włoskim serem.
Wątek sensacyjny jest marginalny i w sumie zupełnie zbędny, Burt Yong jest jakimś otępiałym bosem, który siedzi w limuzynie i laska masuje mu stopy, potem robi skretyniały
skok na posterunek (?!). Wątek seryjnego mordercy jest również cienki, ale może i są tu jakieś echa gialli (rękawiczki, sztylet). Z tym wątkiem wiąże się też postać
psychopatycznej, bogatej wiekowej kobiety, granej uwaga, uwaga, przez Annie Girardot. I to jest chyba największy atut filmu - Annie Girardot w roli morderczynyni –
niecodzienne zjawisko. Wszystko jest tandetne, ale bardziej mnie to bawiło, niż irytowało, czy nudziło. Realizacja jest znośna, podobnie jak obsada, fabuła na tyle dziwna
(różne wątki zupełnie nie miały się ku sobie), że byłem ciekaw jak to się skończy. Praktycznie brak tu krwi, jest kilka strzelanin, szczypta softcore’u i masa wyświechtanych
motywów. Muzyka miejscami zalatuje teleturniejem, a w scenach miłosnych mamy erotyczny saksofon. Wszystko to śmiechu warte, ale czy to źle? Jak dla mnie guilty
pleasure.
bardzo podobnie odebrałem ten film. Mógłbym się podpisać pod Twą oceną, tyle, że ja tak bardzo kocham gialli i w ogóle Eurocult (w latach 90tych to juz bardziej Eurotrash), że oceniam śmiało, acz niezasłużenie na mocne 7/10.
Pocieszne, ze Włosi (i to kto ! - Aldo "Chi La Vista..." Lado), najpierw coś sami wymyślili (Giallo), a potem, jak im amerykanie niezbyt udolnie podkradli ("Silence Of The Lambs"), to (jeszcze bardziej nieudolnie) naśladują tychże amerykanów.
Girardot i Young świetni, para policyjna drewniana niczym "aktorzy" z "Młodych Wilków". Muzyka okropna.
Szczerze mówiąc nigdy nie doszukiwałem się w adaptacji powieści Harrisa wpływów gialli... Widziałem je natomiast w "Dressed to kill", są też podobno w "Oczach Laury Mars".
Ja najbardziej widzę ducha giallo w "Nagim Instynkcie" :-). A co do Alibi Perfetto - no to poszedłem szeroką definicją giallo - jako praktycznie wszelkich thrillerów a'la italiana - Nabyłem na Amazonie takie opasłę tomiszcze "Italian Giallo Movies" - które rozciąga się od lat 30-tych do, praktycznie, dziś.
Najbardziej zaskakujące. wymienione tak "giallo" - to "La Migliora Offerta" czyli "Kolekcjoner" Giuseppe Tornatore, z 2013 - sam jestem zaskoczony wyborem