Żaden inny film nie zrobił mi tak we łbie jak ten. Jeszcze przez kilka dni po jego obejrzeniu przeżywałam tę historię, zwłaszcza, że zdarzyła się naprawdę. I modliłam się za żywych i zmarłych bohaterów tej tragedii. Jest to jedyny film, który wywołam w moim organizmie takie reakcje fizjologiczne. Gdy zaczęto spożywać ciała nieżyjących, czułam, że zwymiotuję. Było to wstrząsające. I te pytania w mojej głowie: czy zrobiłabym tak samo? Albo gdy jeden z bohaterów pyta drugiego: jadłeś moją siostrę? Z drugiej strony dziwi mnie jednak, iż wszyscy widzowie przywiązują właśnie największą wagę do aktów kanibalizmu, które miały miejsce. Dla mnie jeszcze bardziej przejmujące było to, że rozbitkom nikt nie przyszedł z pomocą, że czekali tak długo, aż zaczęli tracić swoje człowieczeństwo, a żeby nie stracić go do końca, sami zeszli z tych gór. Sam film nie ma w sobie jakiegoś specjalnego rozmachu, możnaby powiedzieć, że akcja jest dość rozwlekła, a na ekranie ciągle tylko śnieg. Ponadto film jest dość długi. W takich jednak warunkach można w sobie wzbudzić niezwykłe refleksje. Zwłaszcza, gdy samemu leży się pod kocykiem na wygodnej kanapie przed telewizorem.