... ale jednak było trochę mniej campowo.
Deborah (Natasha Lyonne) prowadzi kino zmarłego ojca. Grają tanie, stare horrory, kino jest chyba średnio rentowne. Macocha bohaterki jest wredna zdzira, chce zamknąć kino i znęca się nad nią psychicznie. Nasza Debbie (o, sorry, Deborah) morduje macochę, a nagranie z monitoringu niechcący puszcza na ekranie widzom w kinie (Lol, co za naciągany kretynizm). Ludzie się jarają i Deborah zostaje reżyserką krótkometrażowych filmów, które tak naprawdę są filmami snuff.
Całość jest niepoważna i raczej komediowa, ale nie jest jakaś specjalnie śmieszna. Całkiem fajnie to zrealizowano, obsada jest całkiem ok. (choć Lyonne mnie nieco irytowała), budżet nie był wysoki, ale technicznie jest całkiem ok. Gore i krwi troszku było, ale bez jakichś większych ekscesów. Ogólnie sympatyczne to, bardzo przyjemnie się ogląda, ale w sumie spodziewałem się czegoś nieco lepszego. Ale fanom gatunku polecam zobaczyć. Szczęk z podłogi zbierać może nie będą, ale powinni spędzić miło te 1.5 godziny.