W jakim to było celu? Że Gertie wycierała jej twarz, a na samym końcu przeprosiła. Albo Paula, która miała wyrzuty sumienia (pomoc w ucieczce była zwidą). Gertrude wiedziała co robi - skoro znęcała się nad Sylvią, skoro ją przypalała to chyba wiedziała że skończy się to "zabiciem" jej (śmiercią), bo gdyby naprawdę sądziła że odda ją rodzicom, to by jej nie krzywdziła. Więc albo było to z zimną krwią zaplanowane że tego domu już nie opuści, albo była psychicznie chora. Druga wersja została wykluczona przez biegłych sądowych, a tym samym pierwsza nie ma odzwierciedlenia w filmie (okrutna osoba nie przeprasza, nie pociesza, nie przemywa twarzy).
Jest mi trudno powiedzieć czy lepszy był ten film czy "The Girl Next Door". Ten drugi był przerysowany i nierealny, ale za to brutalny i wstrząsający. A ten pierwszy był dobrze nakręcony i historia przedstawiona bardziej prawdopodobnie, jednak zbyt łagodny.
Jednak ani jeden ani drugi nie pokazał prawdziwych wydarzeń. No nic... Może powstanie kiedyś film o Baniszewski i Likens, który w 100% będzie odzwierciedlał tę prawdziwą Amerykańską Zbrodnię.
"Nierozumiem przeciez sylvia uciekla do rodzicow a potem umarla o co chodzi?"
^ - słuchaj no DEBILU, wszędzie będziesz wklejał ten swój głupkowaty tekst? To chyba już 8-smy temat w którym go widzę.
Wydaje mi się twórcy nie chcieli robić z Gertrude totalnego potwora i popadać w czarno białe podziały na tych śnieżno białych i smoliście czarnych. Sam fakt, że gra ją dużo ładniejsza od pierwowzoru aktorka Catherine Keener już trochę to osłabia . Porównanie: http://4.bp.blogspot.com/_hckZ9P_xcgo/SEHhWPSooSI/AAAAAAAAAY4/2kkZeyM0iCs/s400/b aniszewski-house.gif Keener, swoją drogą świetna, niedoceniona aktorka, nie ulokowała tej postaci na poziomie najniższej, najciemniejszej czerni, a gdzieś poniżej połowy skali szarości. Gertrude jest w pewnym rodzaju postacią tragiczną - jej postać ma problemy z pieniędzmi, dziećmi, zdrowiem...w dodatku sfrustrowana przebiegiem swojego własnego życia, próbuje za wszelką cenę uchronić swoje dzieci od błędów jej własnej młodości i gdzieś po drodze się gubi, leki w dodatku pogłębiają sprawę. Sylvia wydaję się jej chyba zbyt idealnym dzieckiem, żę w grę zaczyna wchodzić jakaś podskórna zawiść, szukanie skazy na siłę. Baniszewski nie chce uwierzyć, że jej dzieci mogą być "gorsze", zaczyna utożsamiać różne niepowodzenia z postacią Sylvii powoli podświadomie doprowadza do jej zniszczenia. Ale przy całym jej okrucieństwie, jest w niej coś prawdziwego, chęć "wychowania dzieci na ludzi", jakieś nie zawsze słuszne obawy, wspomniane momenty skruchy, jej kreacja przestaje być jednowymiarowa. I stanowczo ja wolę bardziej pełną bohaterkę niż zło w czystej postaci. Pozdrawiam