Przede wszystkim dla tego, że oparty na faktach. Zajebiście się zdziwiłem, jak czytam tu jak piszecie, że Baniszewskich i tak przedstawiono w lepszym świetle, bo dla mnie film był na tyle okrutny, że myślałem, że niektóre sceny były wręcz przerysowane :| Przyznam, że część scen obejrzałem na przewijaniu, bo po prostu nie wściekłość mnie rozsadzała. Catherine Keener zagrała na tyle dobrze, że zdążyłem ją znienawidzić.
Raczej dla osób z mocnymi nerwami.
I jeszcze taka mała dygresja. Ellen Page ma jakiegoś farta, do roli ofiary. An American Crime, Tracey Fragments, Mouth to Mouth. We wszystkich tych filmach jest w jakiś sposób atakowana/molestowana/karana i.t.p. (nawet w Juno ma trochę przejebane :D). No cóż, mogła to wszystko sobie odbić w Hard Candy :D
Dla mnie też 10/10. Jeśli chodzi o odczucia to całkiem podobnie. Osobiście nie lubię filmów, które bazują na dramatach rodzinnych. Wzięłam się za oglądanie tego filmu ze względu na genialną Ellen Page po wcześniejszym obejrzeniu "Juno" i "Pułapki" (teraz przede mną jeszcze "Mouth to Mouth" i "Przypadki Tracey" jak na razie ;)). Wracając jednak do filmu to chciałam powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, jeśli chodzi o film, to pod pozytywnym wrażenie, jeśli chodzi o historię to niekoniecznie... Ale to ciężko rozdzielić.
Jak pisałam wcześniej zaczęłam oglądać ten film ze względu na genialną, moim zdaniem, Ellen Page. Później jednak oglądałam już przez wzgląd na Sylvię... (to także plus dla gry aktorskiej Ellen). Opowieść ta wstrząsnęła mną do głębi. Uczucia jakie towarzyszyły mi podczas oglądania to ogromne wkurwienie (przepraszam, ale słowa zdenerwowanie czy złość nie są do końca adekwatne) i uczucie totalnej bezsilności . Cały czas towarzyszyła mi myśl: to niemożliwe, to nie mogło się stać... Później przeczytałam o faktach tej zbrodni Jeszcze gorsze wkurwienie i bezsilność! Po filmie wyryczałam się za wszystkie czasy (no powiedzmy wystarczy na miesiąc ) za całe zło na świecie... Nie pomogło. Wciąż w głowie huczy.
Film na pewno warto obejrzeć: wstrząsający, ale świetnie nakręcony. Dawno nie widziałam tak świetnie oddanej atmosfery lat sześćdziesiątych. Za to ogromny plus . Ellen Page oczywiście nie zawiodła, rewelacyjna! Natomiast dla pani Catherine Keener , w roli Gertrudy Baniszewski pokłon sięgający ziemi. Zgadzam się z Tobą: można uwierzyć i znienawidzić ją. Powiem raz jeszcze 10/10
Mi też nie chciało się zabrać za ten film, bo nie lubie opartych na faktach zazwyczaj słabo wypadają, jednak wreszcie oglądnołem i nie żałuje.Film mocny, wstrząsający i rzeczywiście trudno uwierzyć,że takie coś mogło mieć miejsce. Gra aktorska Ellen jak zwykle nie zawiodła, a Catherine również nie zostawała w tyle.
Film mocno porusza dawno takiego nie oglądałem, ale dziwie się, że jest on tak słabo popularny sądząc po ilości ocen na filmwebie.
Wszystkim jak najbardzie polecam, 10/10.
jeszcze nigdy tak nie ryczalam na filmie, uwazam sie za osobe o mocnych nerwach i nie takich filmow o tragediach sie naogladalam ale to mnie poprostu powalilo... nie moge sobie wyobrazic kim trzeba byc zeby zrobic cos takiego bezbronnej dziewczynce - nie wiem czy stosowne jest ocenianie tego filmu na b.dobry, ale na pewno jest powalajacy... Warty polecenia
wocz ałt ---różnej maści spojlery-___________-
Nie uważam, że to grzech. To zupełnie różne filmy, ale mają coś podobnego w klimacie. Główne role kobiece zagrane tak samo genialnie i przekonująco. na początku sielanka, potem napięcie narasta i gdyby nie początkowe ujęcia z sali rozpraw gdzie widać było wiadome zdjęcia (dowody w sprawie) dawałbym się wodzić Gertrudzie za nos jeszcze dłużej. W przypadku panny Wilkes sprawa jest jasna od pierwszego jej kłamstwa. Ale i tak z napięciem ogląda się poczynania i jednej i drugiej. Nie wywyższałbym żadnego z tych filmów.
Faktycznie. Podczas seansu cały czas towarzyszyło mi uczucie złości i nienawiści. Myślę że właśnie takie emocje chciał wzbudzić w nas reżyser (a może raczej scenariusz?).
Ellen Page i Catherine Keener - klasa sama w sobie. Ellen dzięki swojemu wdziękowi, urokowi i perfekcyjnej grze aktorskiej (patrzcie ile ona miała lat!) wzbudzała u widza intensywne emocje. Podobnie Catherine Keener do której chyba nikt się nie uśmiechnie na ulicy po tej roli... ;) Niemniej jednak jest to film słaby. Momentami wręcz rażący kiczem i sztucznością. Szkoda, bo był, a w zasadzie JEST to materiał na arcydzieło.
Ode mnie 4/10 - głównie za grę aktorską jednostek i "mocny" scenariusz. Dawno nie dałem tak niskiej oceny dramatowi - gatunkowi za który kocham kinematografię.