No i bardzo dobrze, że mam na kablówce taki kanał, jak TELE 5, który jest moim zdaniem ciekawą alternatywą dla papki serwowanej przez publiczną i TVN-o-POLSATy, a także dla ambitnego kina z KULTURY czy ALE KINO!
Mianowicie tacy sentymentaliści, jak ja mogą tam powspominać sobie stare dzieje, rozmarzyć się, wrócić myślami do czasów dzieciństwa i wczesnej młodości, do wspaniałych czasów VHS-owskich. I mówię to bez cienia ironii.
Dziełko uznanego reżysera kina klasy B, Sama Firstenberga (to ten facet od z kolei 'Amerykańskiego Ninja'), to całkiem zręczne kino kopane, oczywiście z pretekstową fabułą.
Zapomniana gwiazdka - David Bradley kontra Mark Dacascos (hm, pasuje mu granie czarnych charakterów, choć wolę go jako dobrego).
Oczywiście jest turniej sztuk walki, w którym nie obowiązują żadne zasady. Choć, trzeba przyznać, że mimo iż walczy się tu bardzo brutalnie, przy użyciu wszelkiego rodzaju mieczy, sierpów, maczug, kolczatek, i Bóg wie czego jeszcze, a krew leje się strumieniami, to jednak niektóre sceny są naprawdę porywające. A finałowa walka naprawdę trzyma w napięciu.
Naprawdę miła niespodzianka. Fanom kina poniżej A-klasowego szczerze polecam.