Film o tym, że wszyscy podejrzewają żonę o zabójstwo męża (kiedy od początku wiadomo, że to nie ona), a na końcu wychodzi, że to...... NIE ONA bo ratuje sytuacje opowieść o psie. Poza tym kłotnie małżeńskie i każdy ma swoje za uszami, w tle praca, chory syn i niepowodzenia towarzyskie. GENERALNIE moim zdaniem film średni, baaardzo przedłużony o jakaś godzinę. Powinien trwać góra 1,5h. Mnóstwo scen o niczym sztucznie przedłużających seans. Kompletnie nie rozumiem zachwytów. Nie ma zwrotów akcji, pranie brudów na sali sądowej.
Trudno zgodzić się z tak powierzchownym spojrzeniem. Twierdzenie, że „od początku wiadomo, że to nie ona”, radykalnie upraszcza fabułę — sednem tego dramatu są właśnie narastające wątpliwości, niepewność i gra niuansów, w których widz błądzi razem z bohaterami. Przedłużone sceny nie są „o niczym”, lecz budują psychologiczną głębię postaci, pokazują złożoność relacji i napięcie narastające z każdą minutą. Długość filmu jest celowym zabiegiem, nie przypadkiem, i pozwala oddać klaustrofobiczność sytuacji oraz stopniowo odsłaniać emocje bohaterów. Zarzut o „braku zwrotów akcji” wynika z niezrozumienia języka kina, który nie zawsze polega na tanich sztuczkach scenariuszowych. To film, który wymaga uważności i zaangażowania, a nie oczekiwania kolejnych sensacyjnych twistów.
Oglądałem ten film z drugą osobą. Oboje stwierdziliśmy na starcie : wszystko jest kreowane w kierunku winy żony więc na pewno ona tego nie zrobiła. Sprawdziło się. Więc mam pełne prawo stwierdzić, że nie jest to żadne uproszczenie tylko oczywiste przewidywanie fabuły i pójście na łatwiznę proste do przewidzenia. Jak w wielu produkcjach w ostatnim czasie jest to dorabianie wielkiej ideologii do zwykłego przeciętnego filmu. Dopisywanie drugiego dna i stwierdzenie" ty nie rozumiesz tam jest ukryte przesłanie" modne i dzisiejsze w oczach wielkich ekspertów, którego pospolity motłoch nie rozumie. Jak to mówią z igły widły. Przedłużane sceny? Przykłady pierwsze z brzegu. Granie na pianinie, spacer młodego, sceny z opiekunką chłopca, rozmowy z adwokatem, impreza po wygranym procesie itd. mógłbym dalej wymieniać sceny których mogło by w ogóle nie być, albo które mogłby być znacznie skrócone i były zwyczajnym przedłużaniem filmu. Jaką głębie to buduje? Nie żartujmy. Zwrot akcji, nie rozumiem przez to, że nagle ktoś wyjdzie z karabinem i zacznie awanturę na wokandzie tylko nagłe wydarzenie, które zmieni zupełnie postrzeganie postaci. W tym filmie nic takiego nie było. Sytuacja z psem? Nagranie z kłotni? Nie. Jedyne to co utwierdzało początkowe przypuszczenia odnośnie charakteru postaci manipulującej żony i wiecznie udręczonego męża. Zwrotu nie zauważyłem. Film dla mnie nie wymaga wielkiej uwagi tylko naciąga wszechwiedzących krytyków do wyszukiwania wysublimowanych słów i wytłumaczeń całkiem banalnej produkcji i tłumaczenia sensu tym, którzy nie są w stanie docenić tego "wielkiego dzieła".