Oglądając "Anatomię upadku", czekałem, kiedy ten film się skończy. Nie, nie dlatego że był tak nudny. Byłem tak zaciekawiony historią, że chciałem jak najszybciej dostać odpowiedź- czy Sandra zabiła swojego męża.
Ten film to dramat emocjonalny, psychologiczny, rodzinny, ale także osobisty. Postawmy się na chwilę, w miejscu oskarżonej. Zamieńmy się z nią. Czy i jakich sposobów, użylibyśmy aby udowodnić miłość? Czy przyszłoby nam to z łatwością, czy musielibyśmy się natrudzić, szukać w głębi swojej podświadomości odpowiedzi na pytanie, czy naprawdę kochałam swojego męża?
Wszyscy aktorzy dogłębnie i w bardzo subtelny sposób, pokazali emocje. Gdy mieli pokazać smutek, robili to, gdy na ich twarzach miało grać zdenerwowanie, zakłopotanie, czy szczęście, dawali upust swoim emocjom. Ten film, to walka o samą siebie, o swoją godność, o swoją przyszłość, o swoją prawdę, ale także o swoją rodzinę.
To pokazanie na wiele sposobów, jak kilka osób widzi jedną sytuację. Kłótnię rodzinną, gdzie Samuel, kłóci się z Sandrą o brak czasu przez nadmierne opiekowanie się synem i domem, prokurator widzi jako winę Sandry, uważa ją za narcystyczną matkę, której zależy tylko na własnym szczęściu. Sandra i jej obrońcy sądowi, widzą w tej kłótni, dramat w połowie spełnionej kobiety, która przez złe decyzje w życiu, wylądowała w złym miejscu.