Gdyby miał komuś zobrazować jaki jest ten film, przytoczył bym scenę z filmu "Chłopaki nie płaczą", gdy oglądany jest film o facecie w łódce. Zaraz ma się rozkręcić i tak mijają 2,5 godziny. Film jest nudny, postacie nijakie, fabuła raczej przeciętna, dramaturgi brak, morału brak, odpowiedzi na główne pytanie również brak. Są tylko 2 ciekawe sceny. Pierwsza to sam początek filmu związany ze zbrodnią, druga to retrospekcja związana z nagraniem. Z reszty filmu nie dowiadujemy się za wiele. Mamy małżeństwo, które ma swoje problemy, dochodzi do tragedii bez świadków, oskarżona zostaje żona, brak sensownych dowodów, uniewinnienie, napisy końcowe. Historia jakich wiele, z tym że całkiem surowa, bez ubarwień w postaci innych ciekawych wątków. Mamy na to klasycznie dorzuconą garść poprawności politycznej (żeby krytycy mogli się pozachwycać) z dość powszechnym i moim zdaniem obrzydliwym zabiegiem popularnym w ostatnim czasie, czyli wybielanie zdrady popełnionej przez kobietę. Gdy w filmie zdradza mężczyzna, ukazywane jest to jako wielką zbrodnią, a facet mianowany chorym zwyrolem. Natomiast gdy zrobi to kobieta (jeszcze lepiej z inną kobietą) to luz, widocznie potrzebowała odskoczni bo ma ciężkie życie jako "silna niezależna kobieta". Generalnie po sensie można się tylko zastanowić po co ten film trwał 2,5 godziny skoro tak niewiele można by zawrzeć w 1,5 godziny i nikt by niczego nie stracił z fabuły