bardzo wprawna żonglerka, trzeba uczciwie przyznać, odpowiednik progresywnego rocka z elementami albo historia małżeńska z piosenkami albo la la land z dobrymi piosenkami albo jesus christ superstar w wersji klaus kinsky chce miłości, na scenie i bez cenzury albo all that jazz dziki i rozpasany i tak dalej, i tak dalej, przykładów można mnożyć, a każdy następny na złącza umysłu nawija i odnosi do dziesięciu kolejnych, słowem: ekwilibrystyka stosowana, mięszaninka takiej ilości estetyk, stylistyk, że już nie wiadomo, gdzie kończy się jedna, gdzie zaczyna trzecia, a gdzie podziała druga? filmowy odpowiednik pierścienia sarumana - łączy je wszystkie, w krainie radości i/z tworzenia, które je wszystkie spaja, potem niszczy, by na zgliszczach stworzyć własną kosmogonię świata niby sztucznego, plastikowego, nieprawdziwego, który jednak po namyśle wcale się aż tak bardzo nie różni od naszego.. naszego to znaczy tego, którego obserwujemy za oknem ekranu telewizyjnego albo komputera.. było, nie było, vive la france!
czołem, przyznam, iż w przypadku tego właśnie seansu to ja się jakoś szczególnie przyjemnościom racjonalizowania własnych przeżyć nie oddawałem - pozostając wyłącznie na poziomie wrażeniowej sieczki jaką proponuje - także nie wiem, tym niemniej możemy się zastanowić..
więc może to po prostu oznacza tyle, że dziecko poczęte w rodzinie, w której nie ma miłości, niejako pozbawione jest podstawy, jakiegoś człowieczeństwa, jakiejś pierwotnej substancji? iż o ten substrat właśnie - wzorem drewnianego pinokia czy jakiegoś nieostrego williamsa z filmu woody'ego allena takoż niedokochanego - w dalszym rozwoju samo zmuszone będzie zatroszczyć się i o niego zawalczyć?
takie skojarzenie jako pierwsze przychodzi mi do głowy ponieważ mam ostatnio spory kontakt z osobami z tak zwanych psychoterapii: i tak w dziewięciu przypadkach na dziesięć problemy tych ludzi mają swój początek właśnie w relacjach z rodzicami. mówiąc dosadnie te osoby to takie właśnie lalki pochodzące z nieprawdziwych domów; lalki, które nie dostawszy od rodziców tego, co dostać powinni naturalnie, już na starcie, w czym następnie dorastać i wychowywać się - zmuszone są dopiero zawalczyć o to, niejako dostać to od siebie. a więc lalka, drewno, zanik ostrości, coś nienaturalnego jako obrazkowy odpowiednik owego przetrącenia, poczucia braku, choroby, napiętnowania, stygmatyzacji, śmierci?
ponieważ lalka to zabawka w rękach dziecka, które poprzez nią dopiero uczy się, niejako "bawi się" w macierzyństwo, ergo: dziecko jako lalka to zabawka w rękach dużych dzieci - rodziców, którzy nie są przygotowani do rodzicielstwa. ten sześcioletni wyrzut sumienia płaczący cicho w piosence obok jest niekochany i ta nienaturalność substancji tylko to podkreśla. tym bardziej, iż rodzice też są wytworem sztucznego świata, w którym przyszło im funkcjonować, świata, w który ów film uderza. rodzice to też lalki, tyle że w skóry szczęśliwie jeszcze zapuszkowane, ten proces korozji trochę może jeszcze został odwleczony, tymczasowo, na jakimś tam początkowym etapie może wstrzymany, gąsienice nieco później zaczęły drążyć otwory, ale cóż z tego?
kiedy dziecko było dzieckiem - takie słowa wprowadzające, niejako zrównujące ów stan dziecięcej niewinności ze stanem anielskim, w pięknym filmie wima wendersa Niebo Nad Berlinem padają - znamienne, iż w tym filmie tylko dzieci widzą anioły - rzecz w tym, iż nie każde dziecko może sobie na ten luksus bycia dzieckiem pozwolić. żeby być aniołem trzeba się wprzódy pośród aniołów urodzić. większość niestety (przypuszczam) rodzi się w piekle (za to w różnych kręgach), i przez wiele jeszcze rzeczy zmuszona będzie przejść i poparzyć się, nim za markiem kozelkiem z innej jeszcze piosenki, ponad dachami sfantomatyzowanego świata ulepionego z cudzych wyobrażeń wykrzyczy: i ain't no one's f*cking puppet!
ej! proszę się tutaj nie wymigiwać tanimi pochlebstwami - wzorem niejakiego ghost doga - dawaj własną interpretację, tak wiesz, dla równowagi:)
nie wierzę, wszak jesteś człowiekiem piszącym - piszącym znaczy myślącym - literatem, zakładam, iż pytasz o rację innych nie po to, aby się o nią zapytać bez konkretnego powodu, a po to, aby ją skonfrontować z tak zwaną racją własną?
Ironizowałem. Ale akurat w tym przypadku nie miałem żadnej własnej interpretacji i nie bardzo chciało mi się ją mieć - moje myśli zaprzątały inne sprawy. Dlatego spytałem, żeby mnie ktoś wyręczył. Zresztą, na filmie trochę przysypiałem, byłem zmęczony :) Jak zauważyłeś piszę, więc mam mało czasu na myśli związane z czymś innym.
a, to nie wiedziałem, że to tak działa, że to się na takim permanentnym odstrychnięciu funkcjonuje, to ptzepraszam, dzięki za wyjaśnienie, to już ci odpuszczę - ale na jakimś innym forum, pod jakimś innym filmem, w innych okolicznościach przyrody i warunkach pogodowych - nie podaruję:)
ps. w ogóle to ma jeszcze takie pytanie ogólne: jak idą prace nad nową xiążką? tak bardziej all is quiet on the western front czy bardziej all work and no play makes jack a dull boy?;)
I tak, i tak. Nie ma schematu poza jedną zasadą - musi być ciągła praca twórcza, żeby iść do przodu. Czy będzie nowa książka? Już kilka jest i będą kolejne. Czy wyjdą do ludzi? To już nie ja o tym decyduję. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że będę walczył do końca.