Wyobraźcie sobie, że kupujecie przepiękny samochód. Niech będzie nim wielki SUV. Linie nadwozia niczym w Ferrari. Jest mały haczyk, o którym nie wiedzie do momentu odjechania. Pod maską kryje się niesamowicie mały i słaby silnik.
Podobnie miałem z filmem "Anora". Owinięty wysokimi ocenami krytyków, społeczności i pięcioma Oscarami bubel.
Twórcy tego filmu idą na łatwiznę sprzedając nam tanią i lekką pornografię. Widz taki film będzie oglądać z lekkim zawstydzeniem, ale jednocześnie ciekawością co nazywamy gulity pleasure. Potem po kilkudziesięciu minutach ruchania mamy staroświecką opowieść o nowobogackich rosjaninach. Scenarzyści mieli w głowie sex, ruchanie niczym z tego popularnego mema. Zupełnie tak wyobrażam sobie ich wysoce intelektualne procesy myślowe. Co więcej, nie nazwałbym tego utworu dynamicznym, a chaotycznym. Skrojonym pod stałych widzów TikToka. Być może jury Akademii też zbyt często korzysta na codzień z tej aplikacji.
Anyway, nie mam nic co do małych i słabych silników, bo mogą sprawdzić się np. w miejskich samochodach. Tak samo film "Anora" mógłby się sprawdzić w porfolio Netflixa będąc kolejnym romantycznym paździerzem do luźnego obejrzenia wieczorem. Ale nie na gali Oskarowej.