Jeden: nadziany synek rosyjskiego oligarchy przyjeżdża do usa po to aby pójść do lokalu ze stripteasem i zapłacić za ocieranie się laski o jego uda. Koncepcja, że zepsute rosyjskie nastolatki jadą do NY zamiast do Moskwy aby płacić za iluzję bliskości i seksu z kobietą rosyjskiego pochodzenia nie przemawia do mnie. Do Moskwy mają bliżej, wybór też tam większy i nie trzeba męczyć się, konwersując w języku angielskim.
Dwa: w dobie tindera istnieją w usa lokale ze streaptisem? To musi być przejaw jakiegoś amerykańskiego zboczenia o którym nie słyszałem.
Odp. Jeden: synek nie przyjechał specjalnie do USA, żeby pójść do lokalu ze striptizem. Było wspomniane kilka razy, że zaczyna pracę w firmie ojca i dali mu się wyszaleć. Mógł zostać w Rosji, ale może chciał się zachłysnąć "American Dream". Dodatkowo - nie był tam pod czujnym okiem rodziców. A więc bawił się, imprezował, próbował wszystkiego po trochu. Spotkanie z Anorą było całkiem przypadkowe, a później potoczyło się jak się potoczyło.
Odp. Dwa: Tak, są. To nie zboczenie. To "droga na skróty". Poza tym - to był rusek - w Rosji też są "Rosyjskie Tindery", ale za pewne nie jest to tak popularne i rozpowszechnione jak w USA, dlatego spróbował czegoś... pospolitego :-)
Reasumując: w filmach nie wszytko jest zawsze pokazane "dosłownie". Trzeba sobie niektóre rzeczy dopowiedzieć - czytaj: wyobraźnia, której w nowym pokoleniu niestety coraz mniej...
Tanie psychologizowanie na poziomie kolorowych pisemek typu "pani domu", to nie ma nic wspólnego z samym filmem i zarysowanym w nim topornie głownymi postaciami
internetowy no-name pisze o "nowym pokoleniu" czyli o sobie. Macdonaldyzacja filmu i kina to cechy osiowe tego "dzieła". Ja na tym portalu jestem co najmniej 15 lat
taki sam no-name jak ty :-) Co najmniej 15 lat... wow, to teraz będziemy się licytować na dłuższe k*tasy ? No to ja jestem na filmwebie od 2004 roku, czyli 21 lat.... mam dłuższego ! Wygrałem ! :-)
to się właśnie dotyczy ciebie.... śmieszny jesteś, nie zrozumiałeś filmu, bo po prostu brak ci wyobraźni, wypowiedzi jak z liceum, ale wciąż próbujesz nieudolnie się odgryźć...
Tu nie ma za bardzo czego rozumieć bo ten film jest dość prymitywny. Nie zasługuje na Oscara. W porównaniu z takimi filmami jak The Brutalist czy Emilia Perez ten film nie ma prawa znaleźć się na tej samej półce. Nie kłóćcie się panowie bo to nie miejsce na docinki tylko na rozmowy o filmach.
Zgadza się - nie na Oscara, ale nie jest aż taki zły. Postawił bym go wyżej od Emilii Perez, ale dlatego że nie lubię musicali, The Brutalist jeszcze nie widziałem, więc możliwe, że jest lepszy
On próbuje wygrac te partie mimo bardzo slabych kart,dziwi mnie tylko,ze podajesz grzecznie rzeczowe argumenty a on sie jeszcze tak spina i do tego oburzony :)Ps.Dla mnie tez Emilia Perez ciut slabsza ale oba sa.mocno przeszacowane.
Przeszacowanie - dobrze, że o tym wspomniałeś. To zagadnienie nie dotyczy tylko tych dwóch filmów, ale od kilku lat większości nominowanych produkcji. Większości tzn. nie wszystkich. W ostatnich 3 latach chyba tylko Oppenheimer nie był przeszacowany - od początku było wiadomo, że to murowany zwycięzca i naprawdę dobry film